Felieton, opatrzony zdjęciem i podpisany nazwiskiem Peter Sojka, ukazał się na portalu "South China Morning Post" (SCMP) 1 grudnia. W krótkim biogramie autora przedstawiono jako pracownika Słowackiej Akademii Nauk, specjalizującego się w stosunkach międzynarodowych i geopolityce. W swoim tekście Sojka przytaczał zgodne ze stanowiskiem Pekinu argumenty za jak najszybszym zawieszeniem broni w Ukrainie. "Rząd USA powinien przygotować społeczność międzynarodową na potencjalne zawieszenie broni i przedstawić układ pokojowy między Kijowem a Moskwą jako zwycięstwo kolektywnego Zachodu" - napisał. CZYTAJ WIĘCEJ: UE naciska na Chiny. Analitycy nie mają złudzeń W artykule można było także przeczytać, że z powodu trwającego konfliktu między Izraelem i Hamasem Amerykanie są znużeni przedłużającą się wojną w Ukrainie, a pomoc dla niej zbyt wiele kosztuje amerykańskich podatników. W dodatku jej efektywność zmniejsza się z powodu panującej w Kijowie korupcji. Autor doradzał Waszyngtonowi, aby ten przekonał Ukrainę do zgody na zawieszenie broni z Rosją - wbrew powtarzanemu przez Kijów stanowisku, że warunkiem wstępnym rozmów jest wycofanie się rosyjskich wojsk z okupowanych terytoriów. Sojka zasugerował też, że przerwanie wojny w Europie na rosyjskich warunkach będzie korzystne dla prezydenta Joe Bidena, który wygrałby dzięki temu przyszłoroczne wybory. Poważne wątpliwości szybko wzbudziła nie tylko treść felietonu i stosowane w rosyjskiej propagandzie sformułowanie "kolektywny Zachód", ale także tożsamość samego analityka. Jak się okazało, w Bratysławie nikt o Peterze Sojce nie słyszał. Tajemniczy naukowiec O nikomu nieznanym naukowcu w piątek dowiedział się Martin Šebeňa, słowacki ekonomista i analityk mieszczącego się w Bratysławie Środkowoeuropejskiego Instytutu Studiów Azjatyckich (CEIAS). Mieszkająca w Hongkongu znajoma zapytała go, czy zna autora świeżo opublikowanego tekstu, ale Šebeňa takiego nazwiska nie rozpoznawał. - Od razu zdziwiło mnie, że mogę nie znać słowackiego eksperta zajmującego się relacjami Unii Europejskiej z USA - opowiada Interii. - Szybkie wyszukiwanie online nie przyniosło rezultatów, więc zacząłem wypytywać znajomych, którzy powinni go kojarzyć. Wśród nich byli koledzy i koleżanki z think tanków, dziennikarze i osoby pracujące w Słowackiej Akademii Nauk - mówi. O Peterze Sojce nikt nic nie wiedział i stało się jasne, że taka osoba nie funkcjonuje w słowackim środowisku akademickim. By sprawdzić pochodzenie fotografii, która towarzyszyła artykułowi, Šebeňa spróbował metody odwróconego wyszukiwania grafiki, co powtórzyła także Interia. Z rezultatów wynika, że zdjęcie rzekomego eksperta zostało wygenerowane przez sztuczną inteligencję. Łudząco podobną twarz pokazano już wcześniej pod zupełnie innym nazwiskiem, przy internetowym artykule o startupach. Wersję Martina Šebeňy potwierdziliśmy z innymi słowackimi rozmówcami, a także w Słowackiej Akademii Nauk (SAS), gdzie Sojka miał pracować. SAS stanowczo zaprzeczyła, by wśród ponad 3 tysięcy jej pracowników była osoba o takim nazwisku. Jak napisała w przesłanym nam oświadczeniu rzeczniczka akademii, Katarína Gáliková, Peter Sojka nie pojawia się także w żadnych archiwalnych dokumentach. Mimo wielokrotnych prób kontaktu redakcja "South China Morning Post" nie odpowiedziała na pytania, skąd na jej łamach wziął się artykuł zmyślonego komentatora i jakie procedury weryfikacji jego tożsamości zastosowano. Po pytaniach o autorstwo tekstu został on jednak usunięty z portalu, z informacją, że redaktorom nie udało się "niezależnie zweryfikować wiarygodności autora". CZYTAJ WIĘCEJ: Chiny obiecywały Europejczykom złote góry. Rzeczywistość rozczarowała "Nikt z redakcji South China Morning Post nie skontaktował się z nami, żeby zweryfikować domniemaną tożsamość autora i jego przynależność do naszej instytucji" - podkreśla w e-mailu Gáliková. SAS, która obawia się teraz o swoją wiarygodność, wezwała prasę, aby nie publikowała fałszywie jej przypisywanych, niesprawdzonych materiałów. Kto wymyślił Sojkę? Pozostaje niejasne, komu dokładnie zależało na opublikowaniu artykułu, zgodnego z propagandowym przekazem Chin i Rosji, pod nazwiskiem urojonego eksperta i dlaczego miałby on pochodzić akurat z Bratysławy. - Słowacja jest niewielka i może ktoś liczył, że mało kto to zauważy, a nawet jeżeli do tego dojdzie, to te osoby nie będą miały odpowiednich środków, żeby o manipulacji ostrzec szeroką publiczność - ocenia Šebeňa. Jego zdaniem pokusą była także dobra reputacja SAS i fakt, że Słowacy, jako członkowie Unii Europejskiej i sąsiedzi Ukrainy, mogliby widzieć swój interes w szybkim rozwiązaniu trwającego konfliktu zbrojnego. Szwajcarski biolog i wietnamska ekspertka To nie pierwszy raz, gdy hongkoński dziennik publikuje artykuł osoby, która nie istnieje. W 2020 roku SCMP wycofał felietony nieprawdziwej autorki o nazwisku Lin Nguyen, która w jednym ze swoich tekstów przekonywała, że najlepsze co mogą zrobić uczestnicy trwających wówczas w Hongkongu antyrządowych protestów, to pozostać w domach. Anonimowo wykreowana Nguyen miała być rzekomo "analityczką bezpieczeństwa w regionie Azji Południowej" i prowadzić działalność doradczą. Gdy wyszło na jaw, że takiej osoby nie ma, redakcja zablokowała dostęp do wcześniej udostępnionych artykułów i zapowiedziała, że przyjrzy się swoim zasadom weryfikacji autorów zewnętrznych. Czy je wówczas zmieniła - nie wiadomo. Interia rozmawiała z proszącą o zachowanie anonimowości osobą w przeszłości zatrudnioną w siedzibie SCMP. Z jej relacji wynika, że dział opinii, w którym publikowane są materiały od autorów niezwiązanych na stałe z gazetą, nie był transparentny i funkcjonował osobno od innych części redakcji, w atmosferze tajemnicy. Założony 120 lat temu "South China Morning Post" do niedawna cieszył się reputacją rzetelnego i opiniotwórczego tytułu. W 2016 roku przejęła go jednak chińska firma technologiczna Alibaba. Od tego czasu zachodnie media i organizacje broniące wolności słowa zaczęły kwestionować niezależność dziennikarzy, a samej gazecie zarzucały, że stosuje autocenzurę i promuje politykę rządu w Pekinie. CZYTAJ WIĘCEJ: USA wzmacniają relacje z azjatyckim partnerem. To duże wyzwanie Zmyśleni eksperci w ostatnich latach pojawiali się także w innych mediach Państwa Środka. W 2021 roku ambasada Szwajcarii wystosowała oficjalny protest przeciwko publikacjom, w których chińskie media państwowe cytowały nieistniejącego szwajcarskiego eksperta. Wilson Edwards, rzekomy biolog, wypowiadał się na temat pandemii i krytykował rząd Stanów Zjednoczonych twierdząc, jakoby ten zastraszał naukowców badających pochodzenie koronawirusa. Wypowiedzi nieprawdziwego biologa przytaczały m.in. agencja informacyjna Xinhua, stacja telewizyjna CCTV i rządowy tabloid "Global Times". Cytaty pojawiły się także na stronach instytucji powiązanych z rządem w Pekinie i Komunistyczną Partią Chin. Prześladowanie niezależnych mediów Broniąca wolności prasy organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) zwraca uwagę, że od 2020 roku, gdy chińskie władze doprowadziły do uchwalenia w Hongkongu nowego prawa o bezpieczeństwie narodowym, hongkońskie media znajdują się pod ogromną presją. W 2021 roku rząd doprowadził do zamknięcia gazety "Apple Daily" i portalu "Stand News", a właściciele kilku innych niezależnych redakcji sami zdecydowali o ich zamknięciu w obawie o swoje bezpieczeństwo. Na porządku dziennym są cenzura i autocenzura pracowników mediów. W przygotowywanym przez RSF indeksie wolności prasy Hongkong w ciągu 20 lat spadł z osiemnastej na 140. pozycję na świecie. Z kolei Chiny w ubiegłym roku zajęły w rankingu przedostatnie miejsce, tuż przed Koreą Północną. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak