W centrum Tegucigalpy ok. 10 tys. demonstrantów skandowało "JOH (inicjały imion i nazwiska prezydenta - PAP) precz !". Podobnie jak dzień wcześniej w demonstracjach wzięli liczny udział studenci stołecznego uniwersytetu, którzy obrzucili interweniujących policjantów kamieniami i butelkami. Policja użyła gazu łzawiącego. Wtorkowy protest został zorganizowany z inicjatywy pracowników służby zdrowia i oświaty, którzy oskarżają Hernandeza o dążenie do prywatyzacji tych sektorów, co wiązałoby się ze znacznymi redukcjami zatrudnienia. "Domagamy się odejścia dyktatora, którego wybór nie był prawnie wiążący bowiem dopuszczono się fałszerstw" - powiedział dziennikarzom jeden z protestujących studentów. Popierany przez gangi? Hernandez został wybrany na drugą kadencję w listopadzie 2017 r. w rezultacie wyborów, które - zdaniem części ugrupowań opozycyjnych - zostały sfałszowane. Był wówczas popierany przez Stany Zjednoczone. Prezydent jest obecnie podejrzewany przez amerykańskie służby wymiaru sprawiedliwości o uzyskanie wsparcia finansowego ze strony gangów narkotykowych, które miały finansować jego kampanie wyborcze. W listopadzie ub. r. aresztowany został w USA pod zarzutem przemytu narkotyków brat prezydenta Tony Hernandez, co dodatkowo pogorszyło sytuację w tym niewielkim kraju Ameryki Środkowej liczącym zaledwie 9 mln mieszkańców.