W drodze na wyspę Reunion prezydent powiedział dziennikarzom, że nie można "zostawić bez broni" tych Syryjczyków, którzy "budują demokrację" w swoim kraju. Hollande, który już w środowym wywiadzie dla dziennika "Le Monde" sugerował, że Francja dostarczała broń syryjskim rebeliantom, podkreślił, że decyzję taką podjęto zgodnie ze zobowiązaniami Francji i "zasadami Unii Europejskiej". Jako "straszną" ocenił sytuację w Syrii, gdzie "z jednej strony reżim Baszara el-Asada w dalszym ciągu prowadzi ostrzał i masakry, z drugiej strony działa Państwo Islamskie, a ci, którzy mieli przygotować przyszłość, zostali wzięci w kleszcze". Zapewnił zarazem, że pomoc syryjskim bojownikom została udzielona we "właściwej współpracy wywiadowczej z Europą i Amerykanami". Odnosząc się następnie do francuskich dostaw broni dla sił kurdyjskich zaangażowanych w walki z dżihadystami z Państwa Islamskiego na północy Iraku, prezydent podkreślił, że "paradoksalnie terroryści są lepiej uzbrojeni niż zorganizowane kraje, które z nimi walczą". Jak wskazał Hollande, pierwszy francuski konwój dotarł już do Iraku. "Jako pierwsi dostarczyliśmy te materiały" - powiedział, dodając, że Paryż "wypełnił swój obowiązek". Zaznaczył, że inne kraje poszły w ślady Francji i "obecnie Niemcy zgodziły się na zorganizowanie dostaw" broni dla walczących z Państwem Islamskim, a "wiele innych krajów europejskich" przygotowuje się do organizacji takich konwojów. Nie podał jednak żadnych szczegółów. Zapewnił, że nie ma zagrożenia, by dostarczana broń "mogła służyć do innych celów" niż zwalczanie Państwa Islamskiego, i przypomniał, że dostawy odbywają się przy "pełnej zgodzie władz w Bagdadzie". Sunniccy dżihadyści z Państwa Islamskiego w błyskawicznej ofensywie opanowali znaczne obszary na północy i zachodzie Iraku. Pod koniec czerwca ogłosili powstanie kalifatu na tych terenach, a także na okupowanych terytoriach w Syrii.