Zbrodnia ta jest uznawana za największy masowy mord w Europie od II wojny światowej. "Państwo wysłało swoich żołnierzy na misję niemożliwą do wykonania, a później ich porzuciło" - oświadczył we wtorek jeden z adwokatów tzw. błękitnych hełmów Michael Ruperti. "To spowodowało wiele szkód, zarówno w sferze fizycznej, psychologicznej, finansowej, jak i w sferze życia społecznego" - dodał. Obrońcy żołnierzy powołują się na czerwcową wypowiedź minister obrony Holandii Jeanine Hennis-Plasschaert, która przy okazji obchodów dnia kombatanta przyznała, że batalion Dutchbat został wysłany do Bośni "bez odpowiedniego przygotowania na specyficzne okoliczności, bez wystarczających środków, z niewielką ilością informacji, ażeby bronić pokoju, którego już wtedy nie było". Misja, która - jak to określiła pani minister - "była niemożliwa do przeprowadzenia" i odbyła się "w niemożliwych warunkach", na nowo wywoła w Holandii debatę publiczną wokół Srebrenicy. Jak argumentuje Ruperti, jego klienci "wciąż mają trudności z uczestniczeniem w życiu społecznym". "Mówiono o nich nie najlepiej przez dwie dekady i pyta się ich jeszcze dzisiaj w gronie rodziny, czy w kawiarni: Ale dlaczego nic nie zrobiliście?" - mówił mecenas. "Ich reputacja jako mężczyzn i jako żołnierzy ucierpiała z powodu porzucenia przez holenderskie państwo" - mówi adwokat, który czeka na możliwość przedyskutowania z resortem obrony sprawy wniesienia skargi. "Chcą zatem, aby sędziowie potępili państwo za te szkody, i chcą otrzymać odszkodowanie, ale również i przede wszystkim chcą ze strony sądu i społeczeństwa uznania niesprawiedliwości, jaka została im wyrządzona" - dodał Ruperti. Jak wskazuje agencja AFP, wielokrotnie to właśnie przeciwko żołnierzom z batalionu Dutchbat skargi wnosili członkowie rodzin osób ewakuowanych ze Srebrenicy. Ale w 2013 r. holenderska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa karnego o współudział w ludobójstwie lub zbrodniach wojennych przeciwko dowódcy oenzetowskiego batalionu Dutchbat III gen. Thomowi Karremansowi, jego zastępcy Robowi Frankenowi i innemu oficerowi Berendowi Oosterveenowi. Europejski Trybunał Praw Człowieka podtrzymał w czwartek tę decyzję. Holenderscy żołnierze sił pokojowych ONZ byli odpowiedzialni za położoną przy granicy z Serbią Srebrenicę, która była muzułmańską enklawą, ogłoszoną przez ONZ "strefą bezpieczeństwa", kiedy w lipcu 1995 roku siły Serbów bośniackich zajęły miasto i wymordowały blisko 8 tys. mężczyzn i chłopców. Siły Serbów bośniackich zdobyły Srebrenicę 11 lipca 1995 roku, na kilka miesięcy przed zakończeniem wojny w Bośni. Zgromadziło się tam 30 tys. ludzi, w tym tysiące uchodźców, szukających schronienia przed nacierającymi wojskami serbskimi. Bronić ich mieli holenderscy żołnierze z sił ONZ, uzbrojeni tylko w lekką broń. Holendrzy wycofali się bez walki, nie mając szans, gdy dowództwo misji wojskowej ONZ odmówiło wsparcia i zbombardowania Serbów z powietrza. Batalion ONZ przyglądał się biernie oddzielaniu muzułmańskich mężczyzn od kobiet. Holendrzy wydali nawet 5 tys. Muzułmanów, którzy schronili się przed wywózką w ich bazie w Potoczari w przekonaniu, że wyjazd stamtąd jest dla nich jedynym wyjściem. Raport ujawniający te fakty doprowadził w kwietniu 2002 roku do dymisji rządu holenderskiego. ONZ przyznała w 1999 roku, że popełniła błąd w ocenie sytuacji w Srebrenicy. Zbrodnia w Srebrenicy przyspieszyła koniec wojny w Bośni i Hercegowinie. Po masakrze lotnictwo NATO dokonało zmasowanych nalotów na pozycje Serbów bośniackich, a po ich zakończeniu do BiH wkroczyła armia chorwacka, która wraz z siłami muzułmańskimi i wojskiem bośniackich Chorwatów rozbiła Serbów. Trybunał ONZ ds. zbrodni wojennych na obszarze dawnej Jugosławii oraz najwyższy organ sądowy ONZ Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości uznały masakrę muzułmańskich mężczyzn i chłopców w Srebrenicy za ludobójstwo.