Obrońca Hoegstroema Bjoern Sandin powiedział, że jego klient był przygotowany na taką decyzję. Podczas procesu Hoegstroem bronił się jednak, podważając wiarygodność polskiej policji, prokuratury oraz dziennikarzy, którzy mieli niesprawiedliwie nazywać go przywódcą grupy neonazistów. - Ja już od dawna nic nie mam z tym wspólnego - mówił w czasie rozprawy. Oskarżony po raz kolejny tłumaczył, że pomógł polskiej, szwedzkiej policji oraz Interpolowi w odnalezieniu napisu, przekazując im informacje. Próbował przekonać sąd, by nie wyrażał zgody na jego wydanie stronie polskiej, dyskredytując polską prokuraturę. - Polski prokurator miał krewnych, którzy byli w Auschwitz - opowiadał sądowi Hoegstroem, aby wykazać stronniczość strony polskiej. Natomiast policję w Polsce oskarżył o "sprzedawanie informacji polskiej prasie", o czym według niego "wie szwedzka policja". Hoegstroem wyrażał te opinie pewnym głosem. Jego obrońca planuje wnieść odwołanie od werdyktu sądu, na które ma teraz trzy tygodnie. Jeśli sąd wyższej instancji podtrzyma decyzję o wydaniu Hoegstrema, zostanie on przekazany Polsce w ciągu 10 dni. Prowadząca sprawę prokurator Agneta Hilding Qvarnstroem powiedziała, że decyzja sądu o wydaniu Hoegstroema jest jedynie formalna. Sąd bowiem nie rozpatrywał kwestii ewentualnej winy podejrzanego. - Stwierdził jedynie, że wniosek strony polskiej o Europejski Nakaz Aresztowania (ENA) jest prawidłowy - powiedziała prokurator. - Otrzymaliśmy drogą telefoniczną informację w tej sprawie ze Szwecji - powiedziała dziś po południu rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska. Jak podkreśliła, "decyzja szwedzkiego sądu o wydaniu podejrzanego na pewno przyspieszy i ułatwi postępowanie w tej sprawie". Zastrzegła jednak, że podejrzanemu przysługuje odwołanie. ENA został wprowadzony do polskiego porządku prawnego w marcu 2004 r. wraz z nowelizacją kodeksu postępowania karnego. Jest on wynikiem uznania, że państwa UE ufają sobie i respektują decyzje swych sądów. W sprawach niebędących najcięższymi zbrodniami sąd żądający ENA i sąd z kraju wydającego osobę poszukiwaną badają, czy przestępstwo jej zarzucone jest karane w obu krajach. Sąd wydający może postawić warunek, że zgadza się na zastosowanie ENA, jeśli - w przypadku ewentualnego skazania - podsądny będzie odbywał karę w swoim państwie. Przepisy o ENA mówią, że jeśli osoba poszukiwana zgadza się na przekazanie jej krajowi wnioskującemu, sąd musi ją przekazać w 10 dni. W przypadku braku zgody, procedura wydłuża się do 30-60 dni. Na podstawie nakazu wydanego przez polski sąd szwedzka policja zatrzymała Hoegstroema 11 lutego. Dzień później szwedzki sąd zadecydował, że do czasu decyzji w sprawie wydania go do Polski pozostanie on w areszcie. Krakowska prokuratura zidentyfikowała go na podstawie informacji otrzymanych w połowie stycznia ze Szwecji i po rozpoznaniu go przez dwóch podejrzanych. Na tej podstawie wydała postanowienie o przedstawieniu mu zarzutu podżegania do kradzieży napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy byłego niemieckiego obozu zagłady została skradziona 18 grudnia ub.r. nad ranem. Napis odnaleziono kilkadziesiąt godzin później we wsi koło Torunia. Przestępcy pocięli go na trzy części. Na początku marca krakowska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko trzem z pięciu aresztowanych Polaków, którzy uczestniczyli w kradzieży napisu. Prokuratura oskarżyła braci Radosława M., Łukasza M. oraz Pawła S. o to, że w nocy z 17 na 18 grudnia 2009 roku uczestniczyli w kradzieży napisu "Arbeit macht frei", znajdującego się nad bramą prowadzącą na teren byłego hitlerowskiego Obozu Zagłady Auschwitz-Birkenau, stanowiącego dobro o szczególnym znaczeniu dla kultury i wpisanego na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO, a następnie uszkodzili go poprzez pocięcie na części. Mężczyźni przyznali się do stawianych im zarzutów; wszyscy wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Prokuratura uznała, że zgromadziła przeciwko nim wystarczający materiał dowodowy. Wbrew początkowym ustaleniom nie oskarżyła ich o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Aktem oskarżenia nie zostali objęci pozostali podejrzani - Andrzej S. i Marcin A. Obaj, w przeciwieństwie do trójki pozostałych, kontaktowali się z podejrzanym o zlecenie kradzieży Szwedem. Prokuratura uznała, że bez przesłuchania Szweda materiał dowodowy przeciwko nim będzie niepełny. Dlatego decyzje w ich sprawie zapadną po przesłuchaniu Szweda. Jak dowiedziała się PAP w prokuraturze, podejrzany Andrzej S. również przyznał się do winy. Marcin A. nie przyznał się, ale złożył szczegółowe wyjaśnienia.