W wydanym komunikacie, do którego miał dostęp portal elDiario, imigranci oświadczyli, że z powodów rasistowskich są też na ulicach miasta źle traktowani. Imigranci, w większości Marokańczycy i mieszkańcy państw Afryki Zachodniej, dotarli na Wyspy Kanaryjskie na łodziach lub zostali uratowani na morzu przez hiszpańskie służby. "Przybyliśmy, aby pracować, polepszyć swój status społeczny i przyczynić się do wzrostu gospodarki europejskiej. Chcemy adwokatów" - napisali imigranci. Marokańczycy zwrócili się do swojego konsulatu, aby przyspieszył wydawanie im paszportów co umożliwi podróż do innych krajów europejskich, a także wezwali władze w Rabacie i króla Muhammada VI do interwencji w celu "zagwarantowania im praw jako Marokańczyków i imigrantów". Od kilku tygodni na Wyspach Kanaryjskich nasilają się protesty przeciwko nielegalnej imigracji. Dochodzi do atakowania ośrodków przez mieszkańców archipelagu, organizowania poprzez sieci społecznościowe "polowań na Maurów", aktów agresji i pobić osób, które wychodzą na ulice, a nawet strzelania do nich z broni myśliwskiej. Podczas protestów mieszkańcy wysp podkreślają, że "to nie jest imigracja, tylko inwazja". Hiszpańskie ministerstwo ds. migracji nakazało, aby imigranci nie opuszczali ośrodków. Rzecznik ośrodka dla imigrantów na Gran Canarii z ramienia fundacji Białego Krzyża Ignacio Gutierrez Tapia wyraził obawę przed wpływem takiej decyzji na zdrowie psychiczne zamkniętych osób. Obecnie około 9 tys. nielegalnych imigrantów przebywa na Wyspach Kanaryjskich. Przewodniczący rady miejskiej na Gran Canarii Antonio Morales zwrócił się tydzień temu do rządu w Madrycie oraz do Komisji Europejskiej, aby nie robiono z wyspy "więzienia dla imigrantów", tak jak stało się to - jego zdaniem - z grecką wyspą Lesbos czy włoską Lampedusą.