Po trwających ponad pięć godzin wieczornych starciach z manifestantami katalońska policja, Mossos d'Esquadra, skierowała na ulice barcelońskiego śródmieścia pojazdy z armatkami wodnymi. Dzięki nim wyparto po północy z alei Via Laietana separatystycznych bojówkarzy, a także ugaszono część płonących tam barykad. Radykalni aktywiści po wycofaniu się z dotychczas zajmowanych pozycji przy Via Laietana rozpoczęli tworzenie nowych barykad z koszy na śmieci, znaków drogowych oraz słupów sygnalizacji świetlnej, które wyrywali z chodników. Starcia z policją przy Via Laietana rozpoczęły się późnym popołudniem w czasie, kiedy w innej części Barcelony odbywała się pokojowa manifestacja Katalończyków przeciwko skazaniu przez Sąd Najwyższy 9 regionalnych polityków na 9-13 lat więzienia za organizację referendum niepodległościowego w 2017 r. W marszu tym uczestniczyło w stolicy Katalonii ponad pół miliona osób. Około 80 osób rannych Część świadków wieczornej interwencji oddziałów szturmowych twierdzi, że w kilku przypadkach nadużyli oni siły oraz działali w sposób nieuzasadniony. Podają przypadki pobicia klientów jednej z tureckich restauracji w centrum miasta, a także starszego mężczyzny, który próbował samodzielnie gasić jedną z barykad. Radio Cadena Ser informuje, że policja omyłkowo zatrzymała w nocy jednego z fotografów gazety "El Pais", który znajdował się na jednej z ulic w tłumie manifestantów. W nocy w sobotę doszło również do pobicia przez policję dziennikarza "Catalunya Radio". Zarówno reporter regionalnej rozgłośni, jak i fotograf dziennika “El Pais" ubrani byli w pomarańczowe kamizelki z napisem “Prasa". Służby medyczne Katalonii ujawniły, że w nocnych starciach w regionie rannych zostało blisko 80 osób, z czego najwięcej w Barcelonie - 52. W zamieszkach w Geronie, Tarragonie i Leridzie ucierpiało po kilka osób. W największych katalońskich miastach głównymi uczestnikami zamieszek jest młodzież w wieku akademickim. Wśród niej przeważają członkowie radykalnych Rad Obrony Republiki (CDR), które domagają się natychmiastowego ogłoszenia przez władze Katalonii niepodległości regionu. Głos ministra spraw wewnętrznych Hiszpanii Minister spraw wewnętrznych Hiszpanii Fernando Grande-Marlaska oszacował w piątek, że organizatorami zamieszek w Katalonii jest ok. 400 osób. Podczas konferencji prasowej w Madrycie zagroził, że radykalni bojownicy separatystyczni zostaną surowo ukarani. Grande-Marlaska ujawnił, że od rozpoczęcia manifestacji w Katalonii w regionie tym rannych zostało wskutek zamieszek 207 policjantów. Łącznie Madryt wysłał tam prawie 3000 funkcjonariuszy formacji policyjnych oraz żandarmerii z różnych regionów Hiszpanii. Szef hiszpańskiego MSW pozytywnie ocenił dotychczasową współpracę skierowanych przez Madryt do Katalonii policjantów oraz żandarmów z funkcjonariuszami katalońskiej formacji policyjnej Mossos d'Esquadra. Przedstawiciel rządu Pedra Sancheza ujawnił, że w piątek późnym wieczorem w starciach z separatystami w centrum Barcelony rannych zostało trzech policjantów, z czego jeden doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu. Funkcjonariusz stracił przytomność po tym, jak trafił go jeden z kamieni rzuconych przez manifestantów. Grande-Marlaska wyjaśnił, że za trwającymi od poniedziałku protestami w regionie stoi stosunkowo mała grupa radykalnych separatystów. Ich liczbę oszacował na 400 osób. "Autorzy przemocy w Katalonii powinni zostać osądzeni z całą surowością" - dodał. Szef hiszpańskiego MSW zaznaczył, że wśród ponad 100 zatrzymanych przez policję manifestantów dominuje młodzież, a niektórzy z zatrzymanych agresorów to osoby nieletnie. Tymczasem w piątek sąd Audiencia Nacional, zajmujący się m.in. sprawami politycznymi, ogłosił, że prowadzi śledztwo w sprawie zamieszek w Katalonii, do których przyznaje się mało znana platforma o nazwie Tsunami Demokratyczne. Madrycki sąd zapowiedział, że członkowie tej organizacji mogą ponieść odpowiedzialność karną w ramach zarzutu o prowadzenie działań terrorystycznych.