Zarzuca mu się także wykorzystywanie powiązań rodzinnych w celu zdobywania funduszy z kas rządów regionalnych Balearów i Walencji. Śledczy przeszukali barcelońskie biura organizacji kierowanej przez Urdangarina - Instytutu Noos -oraz sieci towarzystw powiązanych z nim i skonfiskowali dokumenty. Okazało się, że instytut wystawiał władzom lokalnym Balearów i Walencji nieproporcjonalnie wysokie rachunki za swoje usługi. Na przykład za dwie dwudniowe konferencje zorganizowane na Balearach organizacja wystawiła faktury na 2,3 mln euro. Podczas zakrojonego na szeroką skalę śledztwa antykorupcyjnego w tych regionach autonomicznych Hiszpanii policja skontrolowała także biura lokalnego rządu Walencji i znalazła dwie umowy podpisane z Instytutem Noos na sumę 1,7 mln euro. W sumie Walencja i Baleary zapłaciły organizacji zarządzanej przez królewskiego zięcia ponad 4 mln euro w ciągu dwóch lat. Śledczy wykryli też w rachunkach "dziurę finansową" w wysokości około miliona euro. Co najmniej 600 tysięcy euro miało zostać przelanych z pieniędzy publicznych na konto firmy deweloperskiej Aizoon S.L., prowadzonej przez Urdangarina i infantkę Cristinę. 300 tysięcy euro prawdopodobnie zostało przelanych na konto zagraniczne w Belize. Zięciowi króla zarzuca się, że wystawiał fałszywe faktury za fikcyjne usługi, starając się w ten sposób uzasadnić swoje wydatki i uniknąć płacenia podatków. Dwór królewski odmówił komentarzy w tej sprawie. Od 2009 roku Urdangarin wraz z żoną i czwórką dzieci przeniósł się do Waszyngtonu, gdzie otrzymał posadę w koncernie telekomunikacyjnym Telefonica. Media sugerowały wówczas, że jest to rodzaj wygnania nałożonego na niego przez samego króla. Teraz komentatorzy zauważają, że śledztwo, do którego dochodzi w sytuacji rekordowego bezrobocia, przekraczającego 21 procent, i trudności gospodarczych, może nadszarpnąć wizerunek hiszpańskiej monarchii. Sam Urdangarin twierdzi, że jest niewinny i że będzie bronił swojego honoru.