W wyborach do głosu doszło rozczarowanie 7 latami rządów socjalistów i 3 latami katastrofalnego kryzysu gospodarczego - wybijają media. Rządzący od 2004 roku socjaliści krytykowani są za to, że początkowo zaprzeczali, iż Hiszpanię również ogarnia globalny kryzys finansowy, potem zaś reagowali na niego chaotycznie. Dopuścili też do zapaści rynku nieruchomości, który napędzał hiszpański wzrost gospodarczy przez niemal całą dekadę. Z danych po przeliczeniu głosów z 98 proc. lokali wyborczych wynika, że PP odniosła miażdżące zwycięstwo - uzyskała ok. 44 proc. głosów, co przekłada się na 186 mandatów dających większość bezwzględną w 350-osobowej izbie niższej. To najlepszy wynik w historii ugrupowania. Z kolei socjalistyczna PSOE ustępującego premiera premiera Jose Luisa Zapatero odniosła porażkę z wynikiem na poziomie ok. 29 proc., co daje jej 111 mandatów. To najgorszy wynik partii od dekad. Jeszcze w niedzielę PSOE oficjalnie uznała wygraną rywala. Sukces odniosła także Zjednoczona Lewica (IU), która według wstępnych danych wywalczyła 11 mandatów. Po raz pierwszy od ponad 10 lat przedstawiciela w parlamencie będą mieć także Baskowie. Do urn poszło 35,8 mln Hiszpanów. Frekwencja wyborcza wyniosła 71,8 proc., znacznie mniej niż w ostatnich wyborach w 2008 roku. Świetny wynik PP daje ugrupowaniu silny mandat na wdrożenie zapowiadanego programu drastycznych oszczędności - zauważa Reuters. Szczegóły tego planu nie są znane. Aby obniżyć deficyt budżetowy do 4,4 proc. PKB w 2012 roku - jak tego wymaga porozumienie z UE, PP musi zaoszczędzić co najmniej 20 mln euro. Chce tego dokonać m.in. poprzez ograniczenie biurokracji i prywatyzację przedsiębiorstw państwowych oraz szeroko rozumiane cięcia, które ominąć mają tylko emerytów. W walce z rekordowo wysokim bezrobociem (21,5 proc., czyli 5 mln obywateli) pomóc ma reforma rynku pracy oraz uelastycznienie prawo do zwalniania pracowników. To ostatnie ma zachęcić pracodawców do zatrudniania nowych pracowników - każdej małej lub średniej firmie, która w 2012 zatrudni nowego pracownika, Rajoy obiecał 3 tys. euro, choć nie wiadomo na razie, czy w postaci subwencji czy ulgi podatkowej. Zapowiedział ponadto ulgi podatkowe w celu napędzenia gospodarki, ale ich wprowadzenie uzależnia od sytuacji gospodarczej. W przemówieniu w niedzielę późnym wieczorem Rajoy podkreślił, że walka z kryzysem będzie wymagała od Hiszpanów dalszych wyrzeczeń. - Nadchodzą trudne czasy - ostrzegł. - Walka z wysokim bezrobociem i pogrążoną w stagnacji gospodarką nie jest prosta, wymaga wsparcia wszystkich obywateli. Jednak dzięki niej przestaniemy być częścią problemu, a staniemy się częścią rozwiązania - zapewnił Rajoy. Podkreślił przy tym, że "Hiszpania musi odzyskać zaufanie europejskich partnerów". Zaprzysiężenie Rajoya na premiera nie nastąpi przed 20 grudnia - pisze Reuters. Tak długi okres przejściowy może się okazać bolesny i ryzykowny dla Hiszpanii, jeśli reakcja rynków jeszcze bardziej wywinduje koszty obsługi hiszpańskiego długu. W zeszłym tygodniu oprocentowanie hiszpańskich obligacji wzrosło do 7 proc. i jest dla Madrytu na dłuższą metę nie do obsłużenia. Przy oprocentowaniu na tym poziomie Grecja i Portugalia zmuszone były zwrócić się o międzynarodową pomoc.