Hiszpańska konstytucja stoi na straży niepodzielności kraju i zgodnie z prawem zorganizowanie referendum musi być poprzedzone zgodą króla, parlamentu, rządu i wszystkich regionów. Tymczasem Katalonia zdecydowała przeprowadzić głosowanie wbrew prawu i obowiązującemu w regionie statutowi. Głosowanie, które odbyło się 1 października 2017 roku, było drugim podejściem regionu do ustalenia, jaka część jego mieszkańców opowiada się za niepodległością. Uczestnicy odpowiadali na pytanie: "Czy chcesz, żeby Katalonia była niepodległą republiką?". Zdecydowana większość tych, którzy wzięli w referendum, opowiedziała się za odłączeniem regionu od Hiszpanii, czego konsekwencją był kryzys konstytucyjny w Madrycie i ogłoszenie przez władze Katalonii powstania republiki. Niepodległe państwo nie przetrwało nawet dwóch godzin (z dachu katalońskiego parlamentu nie zdążono zdjąć nawet hiszpańskiej flagi), kiedy rząd premiera Mariano Rajoya ogłosił wprowadzenie w Katalonii 155 artykułu konstytucji zawieszającego tamtejszą autonomię i rozwiązującego lokalny rząd i parlament. 12 oskarżonych Za organizację nielegalnego referendum zasiadło na ławie oskarżonych 12 osób - polityków i działaczy społecznych. Wszyscy zostali osadzeni w więzieniu dwa lata temu. Oskarżono ich o działalność wywrotową zaburzającą porządek publiczny i malwersację środków publicznych, które wykorzystali na organizację referendum. Prokuratura domagała się kary 25 lat pozbawienia wolności. Na najwięcej, 13 lat więzienia i pozbawienia prawa do pełnienia funkcji publicznych, został skazany Oriol Junqueras - były wicepremier katalońskiego rządu. Zdaniem sądu, to on zaplanował i był głównym organizatorem referendum. O rok krócej mają spędzić w więzieniu trzej ministrowie ówczesnego, katalońskiego rządu, m.in. Raul Romeva odpowiedzialny za polityką zagraniczną i Dolors Bassa - minister ds. rodziny. Na ponad 11 lat pozbawienia wolności zostali skazani: ówczesna marszałek katalońskiego parlamentu Carme Forcadell i minister odpowiedzialny za politykę terytorialną - Josep Rull. Na dziewięć lat - Jordi Sanchez i Jordi Cuixart - działacze społeczni, którzy kierują dwoma największymi katalońskimi organizacji niepodległościowymi. Reakcje na wyrok sądu W obronie skazanych wystąpił przed kamerami Quim Torra - lider katalońskiego rządu. Przypomniał, że hiszpański kodeks karny nie uwzględnia kary za organizowanie referendum. - Drogą do rozwiązywania konfliktów jest dialog, a nie więzienie - podkreślał Torra. Zapowiedział też, że jeszcze dzisiaj zwróci się do króla Filipa VI i premiera Hiszpanii Pedro Sancheza o spotkanie. Poinformował, że jutro odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie katalońskiego rządu. Na wyrok sądu zareagowali mieszkańcy Katalonii. Prace przerwały tamtejsza administracja, około 10 tysięcy osób przybyło na centralny plac Barcelony, gdzie trwa spontaniczny wiec. Tłum zebrał się też pod więzieniem, w którym przetrzymywani są politycy. Mieszkańcy regionu blokują drogi i ulice. Nieprzejezdna jest między innymi słynna, barcelońska Rambla. Trwa mobilizacja za pośrednictwem mediów społecznościowych. Wśród propozycji znalazły się: zablokowanie El Prat - lotniska w Barcelonie, tamtejszego portu przeładunkowego i Sants - największego w regionie dworca. Do organizacji blokad ma nie dopuścić wysłanych do Katalonii przez hiszpańskie MSW 3 tysiące policjantów wyspecjalizowanych w gaszeniu protestów. Ewa Wysocka