Z informacji władz szpitala Vall d'Hebron w Barcelonie, gdzie po wypadku przetransportowano pracownika zakładu petrochemicznego w miejscowości La Canonja, wynika, że jego stan od początku określany był jako krytyczny. Ofiara miała poparzone 90 proc. ciała. W szpitalach w stanie ciężkim wciąż przebywa siedmiu innych pracowników fabryki specjalizującej się w produkcji tlenku etylenu, łatwopalnego gazu z grupy cyklicznych eterów. Eksplozja do jakiej doszło w zakładzie we wtorek nastąpiła w stosunkowo nowej części fabryki, oddanej do użytku w 2017 r. Przez kilka godzin po wypadku nad zakładem unosił się wysoki na kilkadziesiąt metrów słup ognia oraz dymu. Krótko po eksplozji uruchomiono akcję ratowniczą, w której brało udział 20 jednostek straży pożarnej. Rozpoczęto też poszukiwania zaginionego pracownika, którego ciało wydobyto z miejsca wybuchu dopiero w środę rano. Jeszcze jedna ofiara Inna ofiara śmiertelna to mieszkaniec tarragońskiego osiedla Torreforta, oddalonego od zakładu petrochemicznego o 3 km. Mężczyzna zginął, gdy wskutek eksplozji metalowy element fabryki uderzył w budynek mieszkalny. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że ważący około 800 kilogramów element wpadł przez okno do mieszkania. Właściciel mieszkania poniósł śmierć na miejscu. Z pierwszych ustaleń śledztwa wynika, że do eksplozji doszło we wtorek po godzinie 18.40, kiedy nastąpił wybuch w zbiorniku z tlenkiem etylenu. Pomimo silnej eksplozji nie zadziałał system alarmowy zakładu. W środę po południu zakończono badania ewentualnego skażenia powietrza w miejscowościach położonych w pobliżu fabryki w La Canonja. Potwierdziły one, że nie doszło do zanieczyszczenia środowiska.