Niosąc gigantyczny transparent długości stu metrów, na którym połączono flagi Hiszpanii i Katalonii, dziesiątki tysięcy osób manifestowało na rzecz jedności kraju. Niektórzy z protestujących mieli na sobie T-shirty z napisem "Jest nas 47 milionów" Hiszpanów. Marsz był odpowiedzią na akcję separatystów, którzy 11 września, w Dzień Narodowy Katalonii zwany "Diada", utworzyli ludzki łańcuch, domagając się niepodległości dla ich regionu. "Mamy tylko jedno serce" - głosiły transparenty, na których widniało serce, złożone w połowie z flagi katalońskiej, a w połowie z hiszpańskiej. Na ulice wyszło 30 tys. osób Według danych władz Barcelony na ulice wyszło 30 tys. osób, ale według organizacji "Som Catalunya, Somos Espana" (Jesteśmy Katalonią, jesteśmy Hiszpanią) w manifestacji wzięło udział 160 tys. ludzi. - Milcząca większość przerwała swe milczenie. Łańcuch ludzki separatystów nie stanowi jedynego oblicza Katalonii - powiedziała szefowa rządzącej Partii Ludowej Katalonii (PP) Alicia Sanchez-Camacho. "Przeżywamy kryzys i dziś, bardziej niż kiedykolwiek, musimy stanowić ekipę, a wszyscy razem zdołamy z tego wybrnąć" - głoszą organizatorzy protestu w manifeście, który odczytali zebranym hiszpańscy sportowcy. Jak komentuje Reuters, tłumy, które manifestowały w Barcelonie w sobotę, chciały pokazać, że znaczna część Katalończyków przeciwna jest oderwaniu ich regionu od reszty kraju. Prócz zwolenników pozostania Katalonii przy Hiszpanii, w sobotę na ulice Barcelony wyszło też kilkaset osób na apel skrajnie prawicowej organizacji "Hiszpania maszeruje", do której należą małe, radykalne partie, jak Falanga, Związek Narodowy i Hiszpański Ruch Katolicki. Silny kontyngent policji czuwał nad marszem, by uniemożliwić starcia z kontrmanifestacją antyfaszystów. "To dzień, w którym powinniśmy celebrować to, co nas jednoczy" Marsz w Barcelonie zbiegł się w czasie ze świętem narodowym Hiszpanii, uczczonym w Madrycie doroczną defiladą wojskową, którą - ze względu na chorobę króla - odbierał następca tronu książę Filip. - To dzień, w którym powinniśmy celebrować to, co nas jednoczy, wspominać naszą historię i docenić to, co osiągnęliśmy razem - powiedział 45-letni książę. Katalończycy liczą na to, że zgodnie z obietnicą prezydenta regionu Artura Masa w 2014 roku odbędzie się referendum w sprawie niepodległości Katalonii. Rząd w Madrycie jest temu zdecydowanie przeciwny. Napięcia między regionem a rządem centralnym to nie tylko konsekwencja ambicji niepodległościowych mieszkańców regionu, ale też efekt frustracji ekonomicznej. Katalończycy zarzucają Madrytowi, że swoją polityką fiskalną wyciąga pieniądze z regionu i przyczynia się do pogłębienia kryzysu. Według krajowych danych Katalonia wytwarza 20 proc. hiszpańskiego PKB. Tymczasem Katalończycy uważają, że dostają z powrotem nieproporcjonalnie mniej z podatków ściąganych przez rząd w Madrycie, a dzięki ich pracowitości i gospodarności utrzymuje się inne, bardziej zacofane regiony kraju.