Spokojne sobotnie popołudnie w popularnym kurorcie Valle Gran Rey, na wyspie La Gomera, przerwał moment grozy. Potężny klif, który od morza oddziela tylko wąska droga, zaczął drżeć. Po chwili oderwały się od niego liczne fragmenty skał, które runęły na drogę i stoczyły do wody, wzbijając tumany kurzu - pisze "The Sun". Cała scena wyglądała przerażająco, zwłaszcza że droga, przez którą przetoczyły się skały, to popularne wśród turystów miejsce, w którym parkują swoje przyczepy campingowe i samochody. Plaża poniżej klifu została już wcześniej zamknięta w obawie przed osuwiskiem. Pierwsze informacje wskazywały jednak, że mimo znaków ostrzegawczych, mogli się tamtędy przechadzać spacerowicze. Na miejsce zdarzenia wezwane zostały służby ratunkowe, które przeszukiwały skały z pomocą psów i specjalnych urządzeń. Akcja trwała wiele godzin, a lokalnych mieszkańców proszono, by sprawdzili, czy są w stanie skontaktować się z bliskimi. Szef lokalnych władz poinformował, że ratownicy są nastawieni optymistycznie, bo tuż przed oberwaniem się dużego fragmentu klifu doszło do mniejszych osuwisk, które sprawiły, że ludzie wycofali się z zagrożonego rejonu. Na La Gomerę oddelegowano przedstawicieli służb ratunkowych z pobliskich wysp, w tym z popularnej wśród turystów Teneryfy. Z doniesień "Daily Mail" wynika, że z rumowiska ewakuowano pięć osób, których kampery utknęły. W niedzielę lokalne służby poinformowały, że specjalnie przeszkolone psy nikogo więcej nie wyczuwają i akcja ratunkowa zostaje przerwana. Choć w pierwszej chwili wszystko wyglądało bardzo groźnie, nikt nie został ranny.