Protestujący twierdzą, że Uber jest niezdrową konkurencją. Przypominają, że zgodnie z hiszpańskim prawem, jeden kierowca aplikacji powinien przypadać na 30 taksówkarzy. Jednak przypada na sześciu (10 tys. kierowców Ubera i 65 tys. taksówkarzy). Przejazdy Uberem są tańsze, bo prowadzący samochody nie muszą wykupować drogich licencji. Konflikt między administracją, platformą technologiczną a taksówkarzami trwa w Hiszpanii piąty rok i jak zapowiedzieli taksówkarze, tym razem zostanie doprowadzony do szczęśliwego dla nich końca. - Jesteśmy zdeterminowani. Nie odpuścimy - zapewniał hiszpańskie media Tito Alvarez, rzecznik związku zawodowego taksówkarzy. Formą nacisku jest blokowanie w miastach największych arterii. W Madrycie taksówkarze najpierw zakorkowali M40 - obwodnicę, po której dziennie przejeżdża ponad milion pojazdów, a od świtu paraliżują dojazd do pawilonów wystawowych Fitur - rozpoczynających się dzisiaj, jednych z największych na świecie targów turystycznych. W tym roku bierze w nim udział 10,5 tysiąca firm ze 165 krajów, również z Polski. Organizatorzy targów liczyli na 250 tysięcy odwiedzających i szacowali, że podczas trzech dni trwania przyniosą one 300 milionów euro zysków dla miasta. Tymczasem z dojazdem na targi miała problem nawet para królewska. W Barcelonie, po pięciu dniach strajku i blokowania centrum miasta, doszło do niepokojów podczas których zdewastowano 70 pojazdów Ubera. Są ranni i zatrzymani. Protestujący ostrzegają, że jeśli władze metropolii nie wysłuchają ich żądań, będą strajkować do 28 lutego - dnia zakończenia w mieście Mobile World Congress - największych na świecie targów telekomunikacyjnych. Ewa Wysocka Czytaj także: Uber planuje duże inwestycje w Polsce