Zdecydowane, zgodne z przewidywaniami sondaży, zwycięstwo - jak zauważają komentatorzy - nie zmieniło jednak zasadniczo układu sił w wyścigu do nominacji prezydenckiej Demokratów, gdzie nadal prowadzi. Wskutek proporcjonalnego systemu rozdziału delegatów na przedwyborczą konwencję partyjną, Clinton zdobyła w Pensylwanii tylko o kilku delegatów więcej niż jej rywal i wciąż ma ich o ponad 100 mniej. O nominacji decyduje liczba zdobytych delegatów plus głosy tzw. superdelegatów, którzy nie są związani wynikami prawyborów. Była "pierwsza dama" Ameryki zwyciężyła w Pensylwanii głównie dzięki poparciu licznych w tym stanie pracowników upadającego przemysłu wytwórczego, którzy odczuwają skutki spowolnienia gospodarki oraz - jak gdzie indziej - kobiet, emerytów i Latynosów. W przemówieniu wygłoszonym w Filadelfii po swoim sukcesie, pani Clinton podkreśliła, że wygrała mimo, iż Obama wydał trzy razy więcej funduszy na kampanię wyborczą w Pensylwanii. Obiecywała też dalszą walkę o nominację i oświadczyła, że na pewno się nie wycofa. Była First Lady nie krytykowała tym razem Obamy, jak na spotkaniach z wyborcami przed wtorkowym głosowaniem. Obserwatorzy przypominają, że jej przedwyborcze ogłoszenia telewizyjne pełne były ataków personalnych na czarnoskórego senatora. Następne prawybory odbędą się w stanach Indiana i Karolina Północna na początku maja. Sondaże wskazują, że faworytem jest tam Obama. W Partii Republikanskiej zapewniona nominacje ma już senator John McCain.