Przedłużająca się batalia - podkreślają media amerykańskie - szkodzi jednak zarówno jej samej, jak i jej rywalowi Barackowi Obamie, a przede wszystkim Partii Demokratycznej, która będzie osłabiona w wyniku podziałów i sporów między zwolennikami obojga kandydatów. "Demokraci w Pensylwanii rzucili bardzo potrzebne koło ratunkowe senator Hillary Clinton, dostarczając jej nowego bodźca, aby nie ustawać w staraniach o zdobycie partyjnej nominacji" - pisze w środę "Washington Post". "New York Times" uważa, że wygrana byłej Pierwszej Damy pozwoli jej prawdopodobnie zebrać więcej funduszy na dalszą kampanię i "daje jej silne uzasadnienie dla dalszego forsowania swej kandydatury wbrew tym Demokratom, którzy popierają Baracka Obamę". W artykule redakcyjnym dziennik potępia jednak panią Clinton za negatywną kampanię, sprowadzającą się do ataków personalnych na Obamę. "New York Times" swego czasu poparł oficjalnie Hillary Clinton przeciw Obamie. Senator z Nowego Jorku wygrała w Pensylwanii z przewagą 55 do 45 procent głosów. Nadal wszakże wyścig pozostaje daleki od rozstrzygnięcia, gdyż wskutek proporcjonalnego systemu rozdziału delegatów na konwencję przedwyborczą Clinton zdobyła we wtorek tylko o kilkunastu delegatów więcej niż Obama, który po prawyborach w Pensylwanii wciąż prowadzi różnicą ponad 100 delegatów. "Dalsza walka coraz bardziej podważa wysiłki Demokratów, by zjednoczyć partię i przygotować się do wyborów przeciwko kandydatowi Republikanów, senatorowi Johnowi McCainowi" - pisze "New York Times". "Długa, zaciekła rywalizacja Clinton i Obamy wyczerpuje entuzjazm, który poprzednio przenikał demokratyczny elektorat" - ocenia środowy "Wall Street Journal". Dziennik podaje wyniki sondaży, które wykazują, że animozje między obojgiem są tak ogromne, że jeżeli nominację uzyska czarnoskóry senator z Illinois, jedna czwarta zwolenników Clinton zamierza wtedy głosować w wyborach na McCaina. Wzajemne ataki - zwraca się uwagę - obnażają braki i słabości demokratycznych kandydatów i dostarczają amunicji Republikanom w kampanii do Białego Domu.