W środę była Pierwsza Dama ogłosiła, że pożyczyła kampanii 5 milionów dolarów z własnych zasobów. Clinton poniosła ogromne wydatki w 24 stanach, w których we wtorek odbyły się prawybory, podobnie jak jej rywal, senator z Illinois Barack Obama. Przedstawiciele sztabu Clinton potwierdzili również, że personel jej kampanii pracuje teraz bez wynagrodzenia. Nie ujawnili jednak aktualnego stanu konta kampanii. W styczniu - jak poinformował szef zbiórek pieniężnych pani senator Terry McAuliffe - zebrano 13 milionów dolarów. Obama jednak zebrał w styczniu 32 miliony dolarów, czyli około 2,5-krotnie więcej od swojej konkurentki. Tylko od wtorku wieczór, kiedy zamknięto ostatnie lokale do głosowania w prawyborach, zebrał dodatkowe 3,3 miliona dolarów. Senator Clinton polega głównie na donacjach od tzw. wielkich sponsorów - korporacji, zrzeszeń profesjonalnych, związków zawodowych itd. Obama otrzymuje głównie mniejsze sumy, ale od wielkiej liczby indywidualnych darczyńców, którzy przekazują je na konto jego kampanii przez Internet. W superwtorek oboje zdobyli podobną liczbę delegatów na krajową przedwyborczą konwencję Demokratów w lecie, która nominuje kandydata partii na prezydenta na podstawie ich liczby. Dokładna ich liczba nie jest jasna, ponieważ sztaby obu kampanii podają inne dane. Według agencji AP, po superwtorku Clinton ma 1045 delegatów, natomiast Obama - 960. Sa to jednak dane ze środy wieczór, kiedy nie wszystkie głosy zostały obliczone. Do otrzymania nominacji potrzeba minimum 2026 delegatów, którzy są rozdzielani na zasadzie proporcjonalnej. W skład tej liczby wchodzi jednak również 796 tzw. superdelegatów, nie rozdzielanych według wyników głosowań - są to funkcjonariusze partyjni, urzędujący politycy Partii Demokratycznej, czyli członkowie Kongresu i gubernatorzy. Decydują oni sami kogo poprą jako kandydata. Wybory prezydenckie w USA odbędą się 4 listopada.