"Myślę, że wciąż jest wiele pytań dotyczących tej umowy - powiedziała Clinton w wywiadzie, jakiego udzieliła telewizji PBS. - Na dziś nie popieram tego, co już dowiedzieliśmy się o tej umowie". Tą deklaracją Clinton w dość niespodziewany sposób odcięła się od prezydenta Baracka Obamy, który w poniedziałek triumfalnie ogłosił zakończenie trwających od wielu lat negocjacji transpacyficznego układu o partnerstwie (TPP). Umowa - jeśli zostanie ratyfikowana - będzie największą umową o wolnym handlu na świecie i jednym z największych osiągnięć kończącej się za niespełna półtora roku prezydentury Obamy. Układ ma być też kluczowym elementem realizowanego przez USA tzw. zwrotu w polityce zagranicznej ku wschodniej Azji. Deklaracja Clinton wywołała tym większe zdziwieni że - jak przypominają amerykańskie media - Clinton jako szefowa dyplomacji podczas pierwszej kadencji Obamy była zwolennikiem negocjacji TPP. Ocenia się, że jej obecna postawa wynika z kampanii wyborczej. Clinton przyłączyła się do wielu innych Demokratów, którzy krytykują umowę, wyrażając obawy, że liberalizacja handlu z Azją będzie zagrożeniem dla krajowej produkcji i miejsc pracy w USA. Np. socjalista Bernie Sanders, główny rywal Clinton w walce o nominację prezydencką Demokratów, nazwał umowę "kolejnym zwycięstwem Wall Street". TPP (ang. Trans-Pacific Partnership) to umowa o wolnym handlu między 12 krajami Azji i Pacyfiku (USA, Australia, Brunei, Kanada, Chile, Japonia, Malezja, Meksyk, Nowa Zelandia, Peru, Singapur i Wietnam), która nie obejmuje Chin. Swym zasięgiem obejmie aż 40 proc. światowego handlu. Zakres umowy jest ogromny. Obejmuje 30 rozdziałów począwszy od tradycyjnego handlu po kwestie zamówień publicznych czy prawa intelektualne. Podstawowym celem jest stymulowanie handlu i inwestycji w obszarze towarów i usług między 12 krajami członkowskimi. Oprócz eliminacji tysięcy taryf celnych i innych pozataryfowych barier, umowa ustanawia jednolite zasady ochrony własności intelektualnej oraz standardy ochrony środowiska, a także wzmacnia prawa pracownicze i wprowadza bardziej otwarty internet nawet w takich krajach jak komunistyczny Wietnam. Zakończenie negocjacji oznacza teraz początek trudnego procesu ratyfikacji. Wiosną Kongres zgodził się na tzw. szybką ścieżkę ratyfikacji umów handlowych (tzw. fast track), a to oznacza, że parlamentarzyści nie będą mogli wprowadzić do umowy TPP poprawek, a jedynie przyjąć ją bądź odrzucić. Ustawa przewiduje, że Obama może podpisać umowę TPP dopiero po 90 dniach od zakończenia negocjacji. W tym czasie Kongres oraz opina publiczna mają zaznajomić się z jej szczegółami i dokonać oceny. A to oznacza, że ratyfikacja TPP przypadnie na gorący okres prawyborów przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku i zapewne wywrze wpływ na kampanię.