Porządku pilnowały tysiące policjantów i żołnierzy. Zablokowano główne ulice, a położoną w sercu miasta kancelarię premiera umocniono dodatkowo drutem kolczastym. Przed zabytkowym budynkiem stały też wozy pancerne. "Siniora, odejdź!" - skandował tłum, powiewający czerwono-biało- czerwonymi flagami Libanu. Z megafonów rozbrzmiewały patriotyczne pieśni. Nie ulegniemy, nie poddamy się. Siniora musi odejść! - mówił uczestniczący w demonstracji szyita, 24-letni Husajn Dżamal. - Jeśli pozostanie uparty, jesteśmy gotowi uczynić wszystko, czego będzie od nas wymagało kierownictwo opozycji. Manifestanci na apel szyickiego przybyli z wielu regionów kraju. Wśród nich byli zarówno zwolennicy Partii Boga, ugrupowania Amal, jak i Wolnego Ruchu Patriotycznego chrześcijanina Michela Auna. i kierowana przez sunnitów większość rządząca oskarża szyitów z Hezbollahu o próbę przeprowadzenia zamachu stanu. Hezbollahowie odpierają zarzuty zarzucając Siniorze i jego sojusznikom, że chciał podczas ostatniej wojny z Izraelem zniszczenia ich partii. Opozycja protestuje w Bejrucie od 10 dni. Komentatorzy ostrzegają, że pogłębiający się kryzys może doprowadzić do starć. Społeczeństwo libańskie jest bowiem bardzo podzielone - krzyżują się tam interesy syryjskie, szyickie i chrześcijańskie. Ten kolejny konflikt polityczny wybuchł w Libanie pod koniec listopada, kiedy w zamachu na przedmieściach Bejrutu zginął chrześcijański minister przemysłu Pierre Dżemajel. Jego pogrzeb przemienił się w wielką manifestację przeciw Syrii i jej sojusznikom. Od tamtej pory trwają też masowe protesty Hezbollahu.