W oświadczeniu, przesłanym agencji Associated Press Hezbollah "kategorycznie zaprzeczył", jakoby miał coś wspólnego z tą bronią. Przy okazji wyrażono opinie, że akcja sił izraelskich była aktem "piractwa". Na pokładzie statku Francop znaleziono ponad 40 kontenerów, w których amunicja i broń były ukryte za workami z polietylenem. Strona izraelska twierdzi, że ładunek był prawdopodobnie przeznaczony dla libańskiego Hezbollahu. - Wystarczyłoby to Hezbollahowi na kilka tygodni walki z Izraelem - ocenił dowódca izraelskiej marynarki wojennej Rani Ben-Jehuda. Kapitan zatrzymanego statku Francop jest Polakiem; władze izraelskie są przekonane, że nic nie wiedział o przemycie broni. Statek Francop, należący do niemieckiego przedsiębiorstwa żeglugowego Gerd Bartels, został wynajęty przez cypryjską firmę United Feeding Services (UFS), a płynął pod banderą karaibskiej Antiguy. Gazeta "Jerusalem Post" cytuje anonimowego przedstawiciela UFS, który powiedział: "Załodze ani kapitanowi nie wolno otwierać kontenerów. Są informowani o ich zawartości przez służby celne w porcie, w którym dokonano załadunku. Odpowiedzialność spoczywa na służbie celnej w tym porcie". Według "Jerusalem Post" Francop wypłynął we wtorek z Limassol na Cyprze. Miał zawinąć do Bejrutu, a następnie do syryjskiej Latakii. Siły izraelskie są przekonane, że Iran, wspierający Hezbollah, zaczął przerzucać broń drogą morską, ponieważ droga lądowa zrobiła się zbyt trudna. Uważa się, że w przeszłości Irańczycy wykorzystywali już statki handlowe do przemytu broni. - Zadaliśmy bolesny cios Iranowi, Syrii i Hezbollahowi - powiedział Rani Ben-Jehuda, wyrażając zarazem przekonanie, że "wojna przemytnicza" będzie trwała jeszcze długo.