- Jeszcze to do mnie na dobre nie dotarło. Nie potrafię nawet o tym mówić, muszę to wszystko sobie uporządkować - powiedziała kilka godzin po ogłoszeniu decyzji Komitetu Noblowskiego. Jak zapewniła, fakt że dzięki nagrodzie znalazła się w gronie wybitnych pisarzy niemieckich, jak Thomas Mann czy Guenter Grass, nie odmieni jej jako osoby. - Będę nadal tym, kim jestem - niczym lepszym, niczym gorszym (...) Moją sprawą jest pisanie. To moja praca. I tego się zawsze trzymałam - powiedziała. Według Mueller, doświadczenia związane z życiem pod dyktatorskim reżimem w Rumunii, wciąż wywierają wpływ na jej twórczość. Noblistka urodziła w 1953 roku w Nitzkydorf w Rumunii, w rodzinie rumuńskich Szwabów. Do Niemiec wyemigrowała dopiero w 1987 r. - Wielu pisarzy porusza temat tego, jak dyktatury niszczą ludzi. I nie jest to kwestią wyboru, bo takie tematy same atakują - dodała. Podobne przeżycia "nie mijają z chwilą odwrócenia kartki w kalendarzu, ale pozostają w głowach". - W Niemczech czuję się wolna, bo zdaję sobie sprawę, jak wygląda odmienna sytuacja, gdy każdego dnia odczuwamy strach, że być może wieczorem nie będziemy już istnieć. Albo, gdy służba bezpieczeństwa pod naszą nieobecność wchodzi nam do domów, gdy w każdej chwili można zostać zgarniętym z ulicy, doprowadzonym na przesłuchanie. Wybierasz się do fryzjera, a lądujesz w urzędzie bezpieczeństwa... - mówiła. - Zatem czuję się wolna we współczesnej rzeczywistości, ale to, co się stało, nie zostało wymazane. Jest ciągle w mojej głowie - powiedziała. Jak dodała, dopiero jednak po upadku dyktatury komunistycznej w 1989 r. zrozumiała, że nic jej więcej nie grozi. Pytana, czy czuje się także rumuńską pisarką, zastrzegła, że nigdy nie pisała w języku rumuńskim. - Nauczyłam się go dopiero w wieku 15 lat. Nie umiem pisać po rumuńsku - przyznała. - Dokładnie nie wiem, kim jestem - powiedziała. Być może po części niemiecką, a po części rumuńską pisarką, albo ani jedną, ani drugą - dodała Mueller.