Hammond, który przebywa z wizytą w Waszyngtonie, opowiedział się w środę za unikaniem przez NATO zbyt agresywnej militarnej reakcji na obecny kryzys w stosunkach z Rosją. Jego zdaniem należy wykorzystywać w pierwszym rzędzie dyplomatyczne i ekonomiczne środki nacisku. - Wszystko co widzę w sposobie, jaki Putin stosuje w rozgrywaniu tej konfrontacji i w apelowaniu przez niego do nacjonalistycznych sentymentów, sugeruje mi, że bardziej agresywna militarna odpowiedź Zachodu byłaby mu po prostu na rękę - powiedział Hammond w rozmowie z dziennikarzami w ambasadzie Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie. - Wiemy, że rosyjska doktryna wojskowa zakłada eskalowanie (konfliktu) w celu późniejszej deeskalacji. Tak więc, powinniśmy się obecnie skupić na fazie deeskalacji - dodał. Brytyjski minister obrony przybył do Waszyngtonu na rutynowe rozmowy ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Chuckiem Hagelem, ale kryzys powstały po aneksji przez Rosję Krymu zdominował ich spotkanie. Hammond opowiedział się w szczególności za wykorzystaniem polityki energetycznej, w tym inwestowania w projekty, które dałyby Europie większą niezależność od dostaw ropy i gazu z Rosji. - Zawsze jest kuszące dostrzegać u przeciwnika jego silne strony, ale powinniśmy także określić słabości Rosji, której piętą achillesową jest jej gospodarka. Z Rosji ucieka kapitał w odpowiedzi na zachodzące wydarzenia - ocenił brytyjski minister. Zastrzegł, że deeskalacja konfliktu nie oznaczałaby zaakceptowania przez sojuszników z NATO aneksji Krymu. - Społeczność międzynarodowa nie uzna tego, co się stało jako status quo. Będą konsekwencje dla Rosji: ekonomiczne, dyplomatyczne i inne - podkreślił.