Poprzednie wybory, które miały odbyć się w latach 2011 i 2014, zostały odwołane ze względu na niestabilną sytuację w kraju. W styczniu br. rozwiązano dotychczasowy parlament, który praktycznie i tak nie funkcjonował. Jak informują przebywający na Haiti zagraniczni dziennikarze, już w niedzielę rano niezidentyfikowani osobnicy zdewastowali trzy lokale wyborcze w stolicy kraju Port-au-Prince, przewracając urny i rozrzucając karty do głosowania. Rzecznik dowództwa policji Frantz Lerebours poinformował, że do południa w całym kraju 26 lokali wyborczych musiało przerwać pracę ze względu na różne akty przemocy uniemożliwiające oddawanie głosów. Trzy kolejne lokale podpalono. Doszło do starć z policją. W kilku lokalach notowano przypadki odmowy wydania kart do głosowania ze względu na bałagan w spisach wyborców. Natomiast przewodnicząca misji obserwacyjnej UE Elena Valenciano utrzymywała, że "mimo incydentów w niektórych lokalach wyborczych, problemy na ogół są korygowane". Uprawnionych do głosowania było 5,8 mln Haitańczyków. O wybór do liczącej 105 członków (ale tylko 99 wybieranych bezpośrednio) Izby Deputowanych i 20 członków 30-osobowego Senatu ubiegało się ponad 1800 kandydatów. Wyniki głosowania powinny być ogłoszone 19 sierpnia. Liczące ok. 10 mln mieszkańców Haiti usiłuje, jak na razie bez większego powodzenia, zbudować zręby stabilnej demokracji od czasu obalenia dyktatorskich rządów rodziny Duvalierów. Rządzili oni krajem w latach 1957-1986, bezwzględnie i krwawo tłumiąc wszelkie przejawy sprzeciwu. Gospodarka kraju znajduje się w ruinie, a sytuację pogorszyło dodatkowo katastrofalne trzęsienie ziemi w 2010 r., które zrównało z ziemią znaczną część obszaru stołecznego Port-au-Prince, łącznie z pałacem prezydenckim. Zginęło wówczas kilkadziesiąt tysięcy ludzi.