Polacy są w stolicy Haiti Port-au-Prince. Początkowo czekali na płycie lotniska - jak powiedział rzecznik PSP Paweł Frątczak - uznali jednak, że nie ma to sensu i udali się do szpitala, gdzie pomagają rannym. Samolot, którym mają wrócić do Polski, przywiózł na Haiti pomoc humanitarną. Wylądował w Port-au-Prince, bazowany był jednak w Portoryko i tam stwierdzono awarię. Usterka dotyczyła układu sterowania. W stolicy Haiti samolot ma wylądować między godz. 20 a 22 czasu polskiego - wyjaśnił Sienkiewicz. Plany zakładają, że zaraz po załadowaniu sprzętu i wejściu na pokład ratowników, samolot wyruszy w drogę powrotną do Polski. Nie wiadomo dokładnie, kiedy będzie w Warszawie. Lot w tamtą stronę trwał ok. 16 godzin. Ratownicy zostawią na Haiti część swojego sprzętu, m.in. generatory prądotwórcze i halogeny. W piątek powstało z nich awaryjne oświetlenie dla szpitala w stolicy. 54 ratowników z 10 psami przez tydzień poszukiwało żywych ludzi pod gruzami, udzielało pomocy rannym i poszkodowanym w wyniku trzęsienia ziemi. Ratownicy zabrali na Haiti 4 tony specjalistycznego sprzętu - geofony, kamery wziernikowe i termowizyjne oraz sprzęt mechaniczny i hydrauliczny do odgruzowywania ofiar. Ciężka Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza Państwowej Straży Pożarnej to jedna z 11 na całym świecie takich grup z certyfikatem Organizacji Narodów Zjednoczonych. Certyfikat oznacza, że są one technicznie i logistycznie przygotowane do niesienia pomocy w każdym zakątku świata. Trzęsienie ziemi o sile 7 w skali Richtera, najsilniejsze od ponad 200 lat, nawiedziło Haiti 12 stycznia. Epicentrum wstrząsów znajdowało się 60 km od Port-au-Prince. Tysiące ludzi poniosły śmierć pod gruzami, dotychczas pochowano w zbiorowych mogiłach 70 tys. ofiar kataklizmu, ale władze obawiają się, że liczba zabitych może sięgnąć 200 tys. Co najmniej 190 tys. osób jest rannych, a 1,5 mln nie ma dachu nad głową.