Według szacunków haitańskiego Czerwonego Krzyża, wskutek wstrząsów, których siłę ocenia się na 7 do 7,3 stopnia w skali Richtera, zginęło od 45 tys. do 50 tys. ludzi. Groźba epidemii - Grzebanie ofiar to jedna z najważniejszych form pomocy, jakich potrzebuje obecnie Haiti - oświadczył prezydent Dominikany Leonel Fernandez, który w czwartek przyjechał do sąsiedniego Haiti z wizytą.Masowe pochówki organizowane są z obawy, że wobec upalnej pogody zalegające na ulicach ciała ofiar mogą doprowadzić do wybuchu epidemii. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (MKCK) podkreśla jednak, że ciała zabitych w katastrofach naturalnych nie powodują zagrożenia epidemią. Zaapelował także, aby służby ratunkowe unikały nieskoordynowanych i organizowanych w pośpiechu masowych pogrzebów, ponieważ uniemożliwią one identyfikację ofiar. Wcześniej pojawiały się doniesienia, że mieszkańcy stołecznego Port-au-Prince urządzają improwizowane pogrzeby swoich bliskich na nieodległych wzgórzach. Robią tak mimo ostrzeżeń brazylijskich żołnierzy, którzy stanowią największy kontyngent sił pokojowych w kraju, że może to doprowadzić do epidemii. Polscy ratownicy odlecieli na Haiti Z wojskowego lotniska w Warszawie wystartował już rządowy samolot z grupą ratowników, którzy lecą na Haiti w rejon trzęsienia ziemi. Ostatecznie poleciało 54 ratowników z 10 psami wyszkolonymi w poszukiwaniu żywych osób pod gruzami. Wcześniej zapowiadano, że Polska wyśle 63 strażaków z grupy poszukiwawczo-ratowniczej z 12 psami, ale liczba ta została zmniejszona ze względu na ograniczoną pojemność samolotu i konieczność odpowiedniego zapakowania sprzętu. - Taka decyzja zapadła na odprawie grupy ratowniczej tuż przed startem - powiedział Paweł Frątczak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej. Na pokładzie rządowego TU-154 znajdują się 4 tony sprzętu. Lot na Haiti z międzylądowaniem potrwa ok. 16 godzin. Szczegółowe zadania dla grupy strażaków z Polski zostaną określone na miejscu katastrofy przez przedstawicieli tamtejszych władz, a sposób prowadzenia działań określi polski dowódca akcji. Prezydent chce wrócić z wygnania Był prezydent Haiti Jean-Bertrand Aristide, żyjący na wygnaniu w Republice Południowej Afryki, oświadczył dziś, że jest gotów wrócić do swego kraju, aby "pomóc w odbudowie" po wtorkowym trzęsieniu ziemi. - Jesteśmy gotowi wrócić dziś, jutro albo w dowolnym momencie, aby dołączyć do narodu haitańskiego, dzielić jego cierpienia i pomóc w budowie kraju - powiedział Aristide dziennikarzom w Johannesburgu. - Przyjaciele z całego świata potwierdzili wolę zorganizowania samolotu, który zawiózłby sprzęt medyczny, artykuły pierwszej potrzeby i nas samych - oświadczył Aristide, obok którego stała jego żona. Aristide, który kierował życiem politycznym Haiti przez prawie 15 lat, został zmuszony do opuszczenia kraju 29 lutego 2004 roku z powodu zbrojnego powstania i nacisków międzynarodowych.