Rządy całego świata nadsyłają niezbędne zapasy i ekipy ratunkowe. Jednak ogromne trudności logistyczne i skala zniszczeń powodują, że pomoc wciąż nie dociera do setek tysięcy potrzebujących. Drogi zablokowane są przez gruz i wraki samochodów. Nie działają też telefony. Ludzie błagają o jedzenie, wodę i pomoc w poszukiwaniu bliskich zasypanych pod gruzami. W jednej z dzielnic stolicy Haiti, Port-au-Prince, mieszkańcy w ramach protestów zbudowali na ulicach blokady z ciał zabitych, domagając się szybszej pomocy. Oenzetowski Światowy Program Żywnościowy poinformował, że jego magazyny w Port-au-Prince zostały splądrowane. Ciała leżą w całym mieście. Zbierane są na ciężarówki i przewożone do głównego szpitala w stolicy. Szacuje się, że w jego kostnicy leży ich około 1500. W zbiorowych mogiłach pochowano około 7 tys. ludzi. Haitański Czerwony Krzyż, który szacuje, że zginęło od 45 do 50 tys. ludzi, a 3 mln potrzebuje pilnej pomocy, poinformował, że skończyły mu się już worki na zwłoki. Pracownicy organizacji pomocowych ostrzegają, że umrze dużo więcej ludzi, którzy doznali poważnych złamań lub stracili dużo krwi, jeśli w ciągu najbliższej doby nie zostanie im udzielona podstawowa pomoc medyczna. - Spędziliśmy tutaj trzy dni i trzy noce, ale nic dla nas nie zrobiono. Nie padło nawet słowo pokrzepienia od prezydenta - powiedział Pierre Jackson, zajmujący się swoją matką i siostrą, która ma połamane nogi. Ponad 48 godzin od kataklizmu ludzie błagają o jedzenie i wodę, a także pomoc w poszukiwaniu pod gruzami zasypanych członków rodzin. Ratownicy medyczni ostrzegają, że z powodu braku podstawowego sprzętu medycznego wielu rannych, w tym ludzie ze złamaniami i dużymi stratami krwi, umrze, jeśli nie uda się udzielić im pierwszej pomocy w najbliższych godzinach. - Następne 24 godziny będą kluczowe - ocenia doświadczony ratownik Paul Cormier z amerykańskiej Straży Przybrzeżnej. Zdaniem pracowników organizacji pomocowych, pewna ilość zapasów dociera do poszkodowanych, ale w sposób mało systematyczny i przypadkowy. Konieczna jest koordynacja wysiłków. Nasila się ryzyko klęski głodu i epidemii. Do większości z ludzi mieszkających na zasypanych gruzem, śmieciami i rozkładającymi się ciałami ulicach pomoc wciąż nie dotarła. - Nie jadłam nic od przedwczoraj, straciliśmy nasz dom, nie mamy nic do jedzenia, nikt do nas nie przyszedł - żali się 43-letnia kobieta z trójką dzieci. - Jesteśmy tu na łasce Boga. Jednocześnie napływają informacje o ludziach uratowanych spod gruzów. - Przeżyłem 50 godzin wewnątrz, 50 godzin! - wołał 47-letni Amerykanin Richard Santos, którego francuscy ratownicy wydostali z gruzów hotelu Montana w Port-au-Prince. Na jego oczach inni ratownicy, tym razem amerykańscy, uratowali Francuzkę. - Jakby trzeba było dowodu, że ta pani naprawdę jest Francuzką, poprosiła nas o lampkę wina. Ale nie mogliśmy jej dać - opowiada Rebecca Gustafson z Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID). Z ruin hotelu, gdzie pracują ekipy z USA, Francji, Chile i Wenezueli, a każdej przypada inny sektor, udało się wydostać dotychczas co najmniej 14 ocalonych. Spod gruzów ratownicy wydostali też pięć ofiar śmiertelnych. Zdesperowani Haitańczycy w niektórych częściach miasta zablokowali ulice ciałami ofiar wtorkowego trzęsienia. Zwłoki są wywożone ciężarówkami do Szpitala Ogólnego w Port-au-Prince, a w jego kostnicy złożono dotąd 1500 ciał - szacuje dyrektor szpitala Guy LaRoche. Prezydent Haiti Rene Preval powiedział, że w masowym grobie pochowano dotąd 7 tys. ofiar. Haitański Czerwony Krzyż alarmuje, że skończyły się zapasy worków do chowania zwłok. Według tej organizacji trzęsienie pochłonęło między 45 tys. a 50 tys. ofiar. Trzy miliony mogły ucierpieć w inny sposób: odnieść obrażenia lub zostać bez dachu nad głową. Haiti liczy ok. 10 milionów mieszkańców.