Opozycja domaga się ustąpienia prezydenta Micheila Saakaszwilego, obciążając go odpowiedzialnością za ubiegłoroczną wojnę z Rosją, zarzucając mu zdradę ideałów rewolucji róż z 2003 roku, dążenie do zamknięcia ust krytykom i przejęcia kontroli nad mediami. Była przewodnicząca parlamentu, swego czasu sojuszniczka Saakaszwilego, a obecnie jedna z przywódczyń opozycji Nino Burdżanadze zapowiedziała, że protesty będą kontynuowane, dopóki prezydent nie ustąpi. - Tylko rezygnacja prezydenta może zakończyć ten kryzys. Micheil Saakaszwili jest głównym zagrożeniem dla narodu i musi odejść. Nie wolno nam uczynić ani jednego kroku wstecz - mówiła Burdżanadze na wiecu. Inny przywódca opozycji, były ambasador Gruzji przy ONZ Irakli Alasania oświadczył, że władze mają nadzieję, iż protesty wygasną. Ale "wasza obecność tutaj pokazuje, że się mylą" - podkreślił zwracając się do tłumu. W piątek liderzy opozycji spotkali się z przewodniczącym parlamentu Dawidem Bakradze, podkreślając jednak, że to wstęp do negocjacji z głową państwa. W sobotę minęło 30 dni od początku protestów opozycji, która domaga się odejścia prezydenta. Reuters pisze, powołując się na opinie analityków, że gruzińska opozycja najprawdopodobniej nie jest dość silna, by zmusić Saakaszwilego do ustąpienia. Agencja odnotowuje też, że w kręgach opozycji nie ma zgodności w kwestii dalszego postępowania. Jedni żądają natychmiastowego spotkania z Saakaszwilim, by powiedzieć mu, że ma odejść. Inni, w tym Alasania, zalecają cierpliwość.