Łukasz Szpyrka, Interia: Przez dwa dni w Tbilisi protestowano przeciwko ustawie o "agentach zagranicznych". Ostatecznie gruzińskie władze się z tego wycofały. To kończy temat? Wojciech Górecki, OSW: - Ta decyzja została wymuszona na władzach. Z jednej strony protestami, z drugiej bardzo ostrą krytyką ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Bruksela wysłała bardzo mocną sugestię, że przyjęcie tej ustawy będzie oznaczać koniec marzeń Gruzji o statusie kandydata do UE. Naciski ulicy i stolic zachodnich odniosły skutek, bo władza się wycofała. Pytanie, czy to taktyczne czy strategiczne wycofanie się. - Temat w tej formie jest skończony, ale walka polityczna trwa. Mamy do czynienia z mocną polaryzacją. Władza stara się zwiększać zakres kontroli nad społeczeństwem, bo taki był cel tej ustawy, natomiast opozycja będzie starała się wykorzystać ten sukces do konsolidacji własnych szeregów i mobilizacji społecznej. To wycofanie się nie oznacza więc końca napięć w gruzińskim społeczeństwie. Obserwuje pan to, co dzieje się w Gruzji. To były protesty o dużej skali? - Jeszcze nie, ale miały bardzo duży potencjał wzrostu, bo kwestia integracji jest czymś, co bardzo Gruzinów obchodzi. Około 80 proc. społeczeństwa wypowiada się za członkostwem Gruzji w Unii Europejskiej. Władza więc wzięła trochę społeczeństwo z zaskoczenia. Ustawa była bardzo szybko procedowana, a opozycja nie zdołała zorganizować dużej liczby zwolenników. To wszystko były spontaniczne reakcje. Gruzja widziała większe protesty, ale gdyby władza szła w zaparte, nie zrobiła kroku do tyłu, to był potencjał wzrostowy z niewiadomym finałem. Jeśli protesty przekraczają 100 tys. osób, to jest to już siła nie do zatrzymania. Być może obawy przed takim scenariuszem skłoniły władze do kroku wstecz. Opozycja przekonuje, że mobilizacja nie ustanie, "dopóki nie będzie gwarancji, że Gruzja jest zdecydowanie zaangażowana w prozachodni kurs". W jaki sposób można zdobyć takie gwarancje? - Po czynach ich poznacie. Jeżeli władza z jednej strony deklaruje, że najwyższym priorytetem polityki zagranicznej pozostaje eurointegracja, a z drugiej strony zgłaszane są takie projekty ustaw, co do których można mieć uzasadnione zastrzeżenia, że idą kompletnie w poprzek wartościom europejskim, to coś nie gra. Gwarancji jako takich więc nie ma. Jeżeli jednak czyny będą zgadzały się z deklaracjami, to będzie oznaczać, że ten kurs jest nie tylko deklarowany, ale i faktyczny. Jak na tę sprawę patrzą sąsiedzi - Turcja, Azerbejdżan, Armenia, a przede wszystkim Rosja? - Z Rosji nie było sygnałów komentujących to, co się dzieje. Bardzo ciekawy popłynął za to z Abchazji. Suchumi, stolica nieuznanej Abchazji, stwierdza, że Stany Zjednoczone szykują kolorową rewolucję i przewrót w Gruzji. To samo stwierdziły same władze w Gruzji, mówiąc, że Zachód chce ją wciągnąć w wojnę rosyjsko-ukraińską, by stała się nawet "drugim frontem". To pierwszy wspólny głos Abchazji i Gruzji od 30 lat. - Społeczeństwo gruzińskie boi się konfliktu z Rosją i ma traumę od 2008 roku. Władza umiejętnie więc na tym grała. Jakkolwiek nie ma między Rosją a Gruzją stosunków dyplomatycznych, obecne władze Gruzji są chwalone przez Rosjan, bo z nimi handlują. A to dawało asumpt do twierdzenia, że Gruzja schodzi z europejskiego kursu i idzie w stronę Rosji. Żadnych oświadczeń nie było, ale można przyjąć, że Rosja kibicuje obecnym władzom w Gruzji. Dla pozostałych sąsiadów ważna jest przede wszystkim stabilność regionu, bo wszystkie ważne szlaki przechodzą przez Gruzję. To wszystko to wewnętrzna sprawa gruzińska czy słuszne są obawy, że może to być zapalnik nowego konfliktu w Europie? - Odejście Gruzji od prozachodniego kursu grałoby na korzyść Rosji, więc w tym sensie można mówić o zagrożeniu. Stabilna Gruzja, konsekwentnie dążąca do Europy, jest natomiast wzmocnieniem pasa bezpieczeństwa wokół Rosji. Bezpośredniego przełożenia, na tym etapie, nie widzę. Oczywiście, gdyby doszło tam do bardzo poważnego kryzysu, scenariusze mogłyby być różne. W interesie Zachodu, naszym, jest Gruzja na kursie europejskim. Po ostatnich wydarzeniach Gruzji jest bliżej czy dalej do Unii Europejskiej? - Nie odważę się na taki matematyczny język. Piłka cały czas jest w grze. Gruzja nie pozbawiła się szans, by do końca roku wypełnić założenia i otrzymać status kandydata. Poszczególne warunki, postawione przez UE w czerwcu zeszłego roku, w niektórych obszarach są oceniane nawet wyżej niż Mołdawii czy Ukrainy. Władze w tym sporze wykazały się elastycznością, ale z drugiej strony próba przeforsowania tego projektu pokazuje, że władza ma inne ciągoty. Piłka jest w grze i wszystko zależy od Gruzji. Micheil Saakaszwili wciąż jest w więzieniu i nieustannie budzi emocje. Za chwilę wylecą do Gruzji polscy lekarze, którzy mają zbadać jego stan zdrowia. Sprawa byłego prezydenta wciąż w Gruzji rezonuje? - W Gruzji odbywają się demonstracje zarówno w jego obronie, jak i przeciwko niemu. To polityk, który cały czas wzbudza w Gruzji bardzo duże kontrowersje. Ma swoich zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Jego pojawienie się w kraju jesienią 2021 roku nie wywołało, jak oczekiwał, masowego poparcia. Trafił do więzienia. Oczywiście nie daj Boże, ale gdyby zmarł w więzieniu, to być może nawet jego przeciwnicy by protestowali. To mógłby być gamechanger, czyli katalizator masowych protestów społecznych. Obecnie to ważna postać, punkt odniesienia zarówno dla władz jak i opozycji, ale jak widzimy, czynnik Saakaszwilego nie wywołał takich demonstracji jak ta ustawa. Saakaszwili mówi o sobie, że jest "więźniem Putina". - Z całą pewnością Putin musi mieć satysfakcję, widząc, jak Saakaszwili siedzi w więzieniu. Nie szedłbym jednak tak daleko. Nie twierdzę, że to Putin uknuł taką intrygę, bo nie mamy ku temu żadnych przesłanek. Na koniec - Gruzja jest jednym z ulubionych kierunków urlopowych Polaków. W wakacje może być tam niebezpiecznie? - Warto do Gruzji jeździć, bo jest tam spokojnie. Jeżeli coś się dzieje, jak choćby te dramatyczne obrazki spływające z ostatnich dwóch dni, to jest to ograniczone do centrum Tbilisi. Miałem okazję być w Gruzji w 2019 roku, kiedy doszło do poprzednich poważnych zajść. Byłem 1,5 km w linii prostej od parlamentu i nie było jakiegokolwiek śladu niepokoju. Sklepy działały, wszystko funkcjonowało. Oczywiście, jeśli ktoś szuka guza, to go znajdzie, ale Gruzja jest generalnie bezpieczna i nie zanosi się na to, by miała się zdestabilizować na tyle, by do niej nie jeździć i nie korzystać z jej uroku. Rozmawiał Łukasz Szpyrka