Według niezależnej agencji Civil.Ge, wśród aresztowanych znalazł się m.in. Koba Kobaladze, były dowódca gwardii narodowej. Wcześniej on sam kategorycznie zaprzeczał w telewizyjnym wywiadzie, by miał cokolwiek wspólnego ze spiskiem. W położonej 30 kilometrów od Tbilisi bazie Muchrowani we wtorek zbuntował się batalion wojsk pancernych. Po kilku godzinach rebelię zlikwidowano. Nadal jednak nie wiadomo, jakie żądania wysuwali spiskowcy. Większość uczestników buntu sama się poddała. Prezydent Micheil Saakaszwili zapewnił później w wystąpieniu telewizyjnym, że bunt był sprawą odosobnioną i że sytuacja w kraju jest pod kontrolą. Jak odnotowuje agencja Associated Press, wiele aspektów spisku nadal pozostaje niejasnych. Władze gruzińskie, które w pierwszym momencie buntu oskarżyły Rosję o zaangażowanie w wydarzenia, następnie wyraźnie wycofały się z oskarżeń, podkreślając jedynie, iż celem zbuntowanej jednostki miało być przede wszystkim udaremnienie rozpoczynających się w środę i mających potrwać do 1 czerwca manewrów wojskowych NATO w Gruzji. Do buntu w Muchrowani doszło po tygodniach nieprzerwanych ulicznych wystąpień opozycji gruzińskiej, domagającej się ustąpienia Saakaszwilego - odnotowuje Associated Press. Opozycja w środę zakomunikowała, iż "do czasu wyjaśnienia się sytuacji" zawiesza wcześniejszy plan zablokowania na 2-3 dni kluczowej autostrady w trzech punktach pod Tbilisi. Zwiad Dzidziguri, lider Partii Konserwatywnej, informując o zawieszeniu protestu jednocześnie oskarżył prezydenta o "wykorzystywanie armii gruzińskiej dla celów politycznych (...) Absolutnie nie wierzymy, by armia gruzińska mogła paść ofiarą rosyjskiej prowokacji czy też by realizowała rosyjskie zamiary". Z kolei Dawid Gamkrelidze, przywódca Partii Nowych Praw, wchodzącej w skład opozycyjnego Sojuszu na rzecz Gruzji, oświadczył, że "podejrzewa, iż przez władze przygotowywany jest obecnie grunt do wprowadzenia stanu wyjątkowego".