Marchewką i kapustą obrzucili rezydencję prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego jego przeciwnicy, którzy już drugi dzień prowadzą w Tbilisi protesty, żądając jego ustąpienia - podało radio "Echo Moskwy". - Prezydent Gruzji to królik, który boi się własnego narodu, i teraz będziemy codziennie przynosić mu marchew i kapustę - wyjaśnił jeden z liderów opozycji Beżam Gunawa. "Ochrona rezydencji reagowała spokojnie na 'ostrzał' warzywami" - zauważa "Echo Moskwy" W drugim dniu manifestacji zgromadziło się 20 tysięcy ludzi - trzykrotnie mniej niż w czwartek. Opozycja najpierw zebrała się pod parlamentem, potem przeszła pod siedzibę prezydenta i pod budynek telewizji. Zapowiedziała też, że codziennie przez kilka godzin będzie blokować wszystkie ulice wiodące do tych budynków. - Nie wejdziemy do tych budynków. Chcemy tylko odzyskać nasze państwo - powiedział na schodach prowadzących do parlamentu przywódca opozycji Lewan Gaczecziładze, były konkurent Saakaszwilego do urzędu prezydenckiego w styczniowych wyborach. Gaczecziładze zapowiedział, że oprócz piątkowego wieczoru wszystkie ulice prowadzące do urzędu prezydenta i państwowej telewizji będą blokowane codziennie od godziny 15 do 21(13:00- 19:00 czasu warszawskiego). Policja nie interweniowała i poinformowała, że demonstranci mogą pozostać pod parlamentem tak długo, jak chcą. Na razie nie wiadomo, jak zareaguje na zablokowanie ruchu w mieście. Piątkowa demonstracja pod parlamentem była trzykrotnie mniejsza niż w czwartek. Obserwatorzy gruzińskiej sceny politycznej zastanawiają się, czy opozycja utrzyma jedność i będzie miała wystarczająco dużo ludzi, aby codziennie prowadzić protesty. Z drugiej strony podkreślają, że prezydencki Zjednoczony Ruch Narodowy ma szerokie poparcie i jego pozycja jest silna. - Saakaszwili powinien ustąpić. Jesteśmy po prostu psychicznie zmęczeni jego osobą i jego rządem. Potrzebujemy wolnych mediów - powiedział jeden z uczestników demonstracji, 33-letni Zurab Czcheidze. 41-letni Saakaszwili, któremu krytycy zarzucają niedotrzymanie obietnic w czasów tzw. różanej rewolucji pod koniec 2003 roku i wciągnięcie kraju w wojnę z Rosją w sierpniu ub.r., nie zamierza oddać władzy, bo twierdzi, że ma za sobą konstytucję i dokończy swój mandat do 2013 roku. Opozycja wyraziła gotowość do rozmów z prezydentem, lecz na razie nie wiadomo, kiedy do nich dojdzie.