W wybuchu na stacji metra Oktiabrskaja w centrum Mińska w poniedziałek po południu zginęło co najmniej siedem osób; ponad 80 jest rannych, 50 z nich trafiło do szpitali. Nie jest znana przyczyna wybuchu, do którego doszło ok. 17.55 czasu lokalnego (16.55 czasu polskiego) na stacji przesiadkowej Oktiabrskaja, połączonej przejściem podziemnym z drugą linią metra. Białoruska milicja skłania się ku wersji, według której przyczyną wybuchu był akt terroru. Grupiński powiedział, że nie ma jeszcze przypuszczeń, co mogło być przyczyną wybuchu. Dodał, że raczej nie mówi się o osobach pochodzenia kaukaskiego, bo ich w Mińsku jest mało. - Wśród opozycji białoruskiej panuje obawa, że wybuchy będą pretekstem dla władz białoruskich do zaostrzenia kursu - podkreślił polityk Platformy. Jak relacjonował, w chwili wybuchu był na spotkaniu z rodzinami więźniów politycznych. - Wtedy wszyscy zaczęli dzwonić, żeby dowiedzieć się, czy komuś nic się nie stało. W pewnym momencie wręcz linie się zawiesiły - mówił Grupiński. Jak relacjonował, metro w Mińsku jest zablokowane i wokół jest mnóstwo służb porządkowych, karetek i wozów straży pożarnej, ale komunikacja miejska nie została wstrzymana.