Na Zamku Królewskim w Warszawie odbył się w środę szczyt szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, której od lipca przewodniczy Polska. W szczycie obok premierów Grupy Wyszehradzkiej (Polski, Czech, Słowacji i Węgier) wzięli udział szefowie rządów państw bałtyckich. Tusk podkreślił, że w kwestii pakietu energetyczno-klimatycznego nowe kraje członkowskie UE wyrzekły się "pokusy indywidualnego negocjowania". Wspólnie dążą do tego, aby UE przyjmując pakiet zapobiegła nieograniczonemu wahaniu cen emisji CO2 w przyszłości, a także uwzględniła specyfikę poszczególnych gospodarek, w tym tych opartych na węglu. - Nie będziemy szukali złudnej nadziei na to, że pojedyncze państwo - szczególnie z naszego grona państw uboższych w porównaniu do najbogatszych państw UE - będzie w stanie wynegocjować taki kształt pakietu, który da nam satysfakcję - mówił Tusk na konferencji prasowej kończącej warszawski szczyt. Ocenił, że w sprawie pakietu klimatycznego uczestnikom szczytu w Warszawie udało się zbliżyć stanowiska. - Czujemy się bezpieczniejsi przed grudniowym rozstrzygnięciem (na szczycie UE) dotyczącym pakietu klimatycznego - dodał. Wzbudzający wiele kontrowersji pakiet klimatyczno-energetyczny - który ma zapewnić, że do 2020 roku UE zmniejszy emisję CO2 o 20 proc. - ma być przedmiotem porozumienia 27 unijnych państw i Parlamentu Europejskiego jeszcze do końca tego roku. W październiku szefowie państw i rządów Unii zgodzili się, że polityczne porozumienie zapadnie najpierw na szczycie UE, dzięki czemu Polska zagwarantowała sobie prawo weta - decyzje na szczycie zapadają bowiem jednomyślnie. Polska, z gospodarką w 94 proc. opartą na węglu, argumentuje, że realizacja ambitnych zobowiązań UE do redukcji emisji CO2 grozi drastyczną podwyżką cen prądu. A to dlatego, że KE zaproponowała, by wszystkie prawa do emisji w energetyce były sprzedawane na specjalnych aukcjach już od 2013 roku. Jak podkreślił Tusk, uczestnicy szczytu za bardzo ważny uznają tzw. korytarz finansowy, czyli formalne ograniczenie wahań cen emisji w przyszłości (tego, co będzie trzeba płacić za dodatkową emisję CO2). Tusk przekonywał, że cały świat w ostatnich miesiącach boleśnie przeżył ataki spekulacyjne m.in. na waluty. "Wyobraźmy sobie sytuację przesadnie swobodnego ruchu cen, jeśli chodzi o emisję CO2. Jak łatwy były to system do zaatakowania spekulacyjnego. Doszłoby do absolutnie nieuzasadnionego wzrostu cen" - zaznaczył. Premier mówił też, że nowe kraje członkowskie UE chcą systemu, który uwzględni charakterystykę przemysłów poszczególnych krajów. - Chcielibyśmy stwarzać maksymalne ulgi nie dla tych, którzy emitują najmniej, tylko dla tych, którzy w ramach konkretnej branży maksymalnie inwestują w ograniczanie CO2. Tak, aby uchronić od zapaści poszczególne gałęzie przemysłu energetycznego - tłumaczył Tusk. Jak podkreślił, państwa uczestniczące w środowym szczycie dokonały "gigantycznego wysiłku" w latach 90. redukując emisję CO2 wielokrotnie bardziej niż największe kraje europejskie. - Oczekujemy wspólnie tylko jednego, żeby oceniono uczciwie różnice w punkcie startu, żeby oceniono uczciwie, ile nasze kraje włożyły wysiłku, potu i łez w to, żeby realnie ograniczyć emisję CO2. Żeby w tym starcie do czystych technologii nie traktować tak samo Polski, Łotwy, Węgier, jak Danii, Szwecji czy Francji - mówił szef polskiego rządu. - Żaden z krajów tu siedzących nie kwestionuje celów strategicznych pakietu, chcemy odpowiedzialnie współtworzyć ten pakiet, a nie go blokować. Ale odpowiedzialnie to znaczy realistycznie - oświadczył Tusk w imieniu uczestników szczytu. Z kolei szef MSZ Radosław Sikorski powiedział dziennikarzom, że Polsce zależy na sukcesie pakietu klimatycznego w takim kształcie, który będzie "do zniesienia" dla naszej gospodarki. - Pakiet, który te cele spełni będzie się cieszył naszym poparciem. Pakiet, który się tym celom przeciwstawi będzie zawetowany - podkreślił. Jak dodał, Polska będzie "szczęśliwa, jeżeli nie będzie musiała użyć weta". - Ale jeżeli propozycje dotyczące pakietu będą niesatysfakcjonujące, to wiadomo, co się stanie - podkreślił Sikorski. Tematem spotkania premierów Grupy Wyszehradzkiej z udziałem szefów rządów Litwy, Łotwy i Estonii był także światowy kryzys finansowy. - Uznaliśmy, że powinniśmy pracować na rzecz wspólnych rozwiązań europejskich. Dotyczy to działań, które mają poprawić stabilność finansową - podkreślił premier. Jak dodał, szefowie rządów zgromadzeni w Warszawie myślą o "poważnej pracy nad zwiększeniem skuteczności nadzoru nad finansami także w wymiarze ogólnoeuropejskim". Tusk powiedział też, że premierzy obecni na szczycie z "życzliwym zainteresowaniem" przyjęli propozycję premiera Słowacji pracy nad regionalnym bankiem o charakterze inwestycyjnym. Kolejne tematy rozmów to: bezpieczeństwo energetyczne, Partnerstwo Wschodnie, relacje z Białorusią, w tym m.in. liberalizacja "reżimu" wizowego do tego kraju. Tusk poinformował, że zaprosił do Polski na 4 czerwca - w związku z 20. rocznicą obalenia komunizmu - szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej, państw bałtyckich, a także Rumunii, Bułgarii i Słowenii. Jak dodał, gościem ma być także kanclerz Niemiec Angela Merkel. Polski premier poinformował, że członkowie Grupy Wyszehradzkiej złożyli gratulacje Barackowi Obamie - zwycięzcy wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Jak dodał, uczestnicy szczytu mają nadzieję, że "przyjaźń pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi nabierze jeszcze większej dynamiki" i że ten wybór oceniany przez wielu komentatorów jako przełom będzie "dobrym znakiem dla relacji europejsko-amerykańskich". Premier, pytany później w TVP Info, czy to dobrze dla Polski, że wybory prezydenckie wygrał Obama, zapewnił, że jego ekipa ma "bardzo dobre relacje z Demokratami". - Wysoko sobie cenię własne, osobiste relacje i stałe kontakty ze Zbigniewem Brzezińskim (który był jednym z doradców Baracka Obamy). Do legendy urosły już relacje Radka Sikorskiego, szefa MSZ z niektórymi politykami Demokratów - powiedział Tusk. Zdaniem szefa rządu, przełom polityczny w Stanach Zjednoczonych nie oznacza w przypadku Polski załamania relacji, "także pomiędzy politykami, partiami, a przede wszystkim rządami". - Jestem umiarkowanym, ale zdecydowanym optymistą, może być lepiej, a nie gorzej - dodał premier.