Gazeta Wyborcza napisała w środę, że za "kampanię Koalicji Europejskiej odpowiadali ci sami ludzie, którzy pracowali "przy nieudanej walce o reelekcję Bronisława Komorowskiego"". Do tej informacji odniosła się w środę na Twitterze była prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Zaprzeczyła, że te same osoby prowadziły kampanię Komorowskiego i Koalicji Europejskiej. "Szefem kampanii KE tak jak i mojej (2014 r.) i Trzaskowskiego (2018 r.) oraz mojej referendalnej (2013 r.) był Marcin Kierwiński. Z kolei sztaby były różne. Nie było nikogo ze sztabu Komorowskiego. Taka jest prawda" - napisała Gronkiewicz-Waltz na Twitterze. Artykuł "GW" "Gazeta Wyborcza" napisała w środę, że za kampanię KE odpowiadał Marcin Kierwiński z PO. "Wspierali go inni politycy PO: Cezary Tomczyk, Robert Tyszkiewicz, Sławomir Nitras, Mariusz Witczak i Piotr Borys, bliski współpracownik Grzegorza Schetyny. Ta sama ekipa pracowała przy nieudanej reelekcji Bronisława Komorowskiego w 2015 r." - podaje dziennik. "Nigdzie na świecie nie jest tak, że przegrana ekipa piarowców może wygrać wybory" - cytuje "GW" polityka ze ścisłego otoczenia Schetyny. Dziennik pisze, że w sztabie KE byli też przedstawiciele koalicjantów, m.in. Anna Maria Żukowska z SLD, Piotr Zgorzelski z PSL i Sławomir Potapowicz z Nowoczesnej. "Ta współpraca okazała się fikcją. Kierwiński miał dobre intencje, ale nie mógł za wiele. Przed decyzją wszystko szło wyżej, do liderów. Spotkania były raz w tygodniu, omawialiśmy głównie sprawy techniczne, kto i w jakiej kolejności będzie przemawiał na marszu, na konwencji. Przy takiej liczbie partii nie było to łatwe, choć pewnie - jak to opowiadam - brzmi śmiesznie" - cytuje dziennik polityka Nowoczesnej. "To była raczej grupa towarzyska, a nie sztab wyborczy z prawdziwego zdarzenia. Dlatego praktycznie nie było akcji profrekwencyjnych" - mówi gazecie jeden ze współpracowników Platformy. Gazeta napisała też, że "ludowcy opowiadają, jak poprosili w sztabie Koalicji o jakieś gadżety, by mieć co ludziom po spotkaniu zostawić. Nie dostali nic".