Deputowani rządzącego Ogólnogreckiego Ruchu Socjalistycznego PASOK, mającego 160-osobową większość w 300-miejscowym parlamencie, przegłosowali plan mający zaoszczędzić w budżecie 4,8 mld euro, a deputowani Komunistycznej Partii Grecji (KKE) opuścili salę na znak protestu. Nowy program oszczędnościowy zakłada m.in. redukcję funduszu wynagrodzeń dla pracowników sektora publicznego, w tym skasowanie świątecznych premii, zamrożenie państwowych emerytur i podniesienie podatku VAT o dwa punkty procentowe, do 21 procent, a także wzrost akcyzy na paliwa, tytoń i alkohol. Pod budynkiem parlamentu w Atenach zebrało się wiele tysięcy ludzi, by zaprotestować przeciwko oszczędnościom. Policja użyła gazów łzawiących i granatów ogłuszających, by rozproszyć ludzi rzucających w nią kamieniami. Aresztowano pięciu demonstrantów, siedmiu policjantów zostało rannych. W stolicy trwał strajk pracowników transportu na znak sprzeciwu wobec drastycznych cięć budżetowych. Do protestów dołączyli kontrolerzy ruchu lotniczego, udział w nim zapowiedzieli urzędnicy. Lekarze w państwowych szpitalach zajmowali się tylko nagłymi przypadkami, do pracy nie przyszło wielu nauczycieli. Na 24 godziny przerwali pracę dziennikarze publicznego radia i telewizji, a także agencji prasowej ANA. Kolejne strajki mają się odbyć 11 marca. Z opublikowanego w piątek sondażu wynika, że ogromna większość obywateli Grecji odrzuca opracowany przez rząd, a przyjęty przez parlament plan oszczędnościowy. 90 proc. pracowników sektora publicznego nie chce 30-procentowych cięć premii na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Sprzeciwia się im również 76 proc. pracowników sektora prywatnego i 68 proc. emerytów. Grecja boryka się z ogromnym zadłużeniem, sięgającym 300 mld euro. Pod naciskiem Komisji Europejskiej i międzynarodowych partnerów finansowych zobowiązała się zredukować swój deficyt budżetowy, stanowiący zagrożenie dla całej strefy euro, z 12,7 proc. w ub. roku do 8,7 proc. PKB w roku bieżącym. Grecki premier Jeorjos Papandreu spotkał się w piątek z szefem Eurogrupy, premierem Luksemburga Jean-Claudem Junckerem, który ocenił, że plan pomocy finansowej dla Grecji "nie będzie potrzebny". Po wizycie w Luksemburgu Papandreu udaje się do Niemiec, gdzie rozmawiać będzie wieczorem z kanclerz Angelą Merkel. Wcześniej niemiecki minister finansów Rainer Bruederle zapowiedział, że nie da Grecji "ani centa". Papandreu, przed wizytą w Berlinie powiedział w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Frankfurter Allgemeine Zeitung", że jego pogrążony w tarapatach finansowych kraj nie prosi o pieniądze. "Nigdy o to nie prosiliśmy i nie prosimy o pieniądze. To, czego potrzebujemy, to wsparcie ze strony UE i naszych europejskich partnerów, abyśmy otrzymali na rynkach kredyty na lepszych warunkach" - powiedział szef greckiego rządu. Wyraził opinię, że europejska unia walutowa nie jest zagrożona przez kłopoty Grecji. "Byłoby tak wówczas, gdyby Grecja załamała się w pewnym sensie i efektem domina pociągnęła za sobą inne kraje. Ale czynimy wszystko, by tego uniknąć. Jeśli się uda, kryzys ten wzmocni UE i euro" - dodał polityk. W niedzielę w Paryżu Papandreu spotka się z prezydentem Nicolasem Sarkozym. Jego europejska podróż ma za cel "przypomnieć, że Grecja robi wszystko co możliwe i teraz ruch należy do Europy, aby zrobiła swoje" i pomogła Atenom przezwyciężyć trudności finansowe - twierdzi źródło z otoczenia greckiego premiera.