W samym Tel Awiwie syreny słychać było dwukrotnie. Hamas twierdzi, że wypuścił w kierunku miasta 10 rakiet, choć izraelskie media mówią o co najwyżej ośmiu pociskach. Co najmniej 3 z nich zostały przechwycone przez system Żelazna Kopuła, inne spadły w niezabudowanym terenie. Część osób pochowała się w schronach, choć media informowały, że niektórzy mieszkańcy mimo ostrzeżeń spokojnie spacerowali bulwarami nad brzegiem morza. Nie ma informacji o ofiarach, choć służby medyczne musiały udzielić pomocy kilkunastu osobom, które doznały szoku. Po około pół godzinie na ulice Tel Awiwu znów wróciło normalne życie. Wiadomo już, że był to największy atak na Tel Awiw od czasu wojny z 1948 roku, kiedy miasto zbombardowały egipskie samoloty. W tym samym czasie na ulicach miasta Gaza ludzie wyszli na ulice i cieszyli się z ataku na Tel Awiw. Nad miastem widać było sztuczne ognie. W czasie, gdy Hamas odpalał rakiety, izraelska armia rozpoczęła kolejne naloty na Gazę. Prawdopodobnie myśliwce chciały uderzyć w miejsca, skąd islamiści strzelali pociskami. Od wtorku izraelska armia prowadzi operację "Obronny Brzeg". W odpowiedzi na wcześniejszy ostrzał z terenów palestyńskich, myśliwce dokonały już ponad 1100 nalotów na cele Hamasu w Gazie. Dotąd w atakach zginęło 128 osób. Od tego czasu palestyńskie rakiety systematycznie spadają na izraelskie miasta, a armia szacuje, że Hamas wystrzelił już ponad 600 rakiet. Spora część z nich jest przechwytywana przez system Żelazna Kopuła. Rada Bezpieczeństwa ONZ wezwała dzisiaj do natychmiastowego zawieszenia broni, ale rozejm wydaje się odległy. Zarówno Izrael i Hamas zapowiadają walkę do zwycięstwa, a izraelski minister spraw zagranicznych zapowiedział, że jutro ma zapaść decyzja o interwencji lądowej w Gazie. Jutro w Wiedniu sprawę konfliktu w Gazie mają omawiać ministrowie spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Z kolei w poniedziałek sytuacją w Gazie ma się zająć Liga Arabska.