Jak zlikwidowano poradzieckiego capo di tutti capi Asłan Usojan uważany był za osobę mającą najwięcej do powiedzenia w mafii na terenie całego byłego ZSRR. W bandyckim świecie bowiem Związek Radziecki nigdy w gruncie rzeczy nie upadł: gangsterzy z większości poradzieckich krajów nadal traktują całą poradziecką przestrzeń jako pole wspólnej rywalizacji i robienia interesów. Słowem - trudno o bardziej multinarodowe środowisko, w którym zresztą podziały często przebiegają w poprzek podziałów etnicznych. Usojan, z pochodzenia gruziński Kurd, od młodości wyrabiał sobie porządny kryminalny życiorys. Pod koniec kariery był już ogólnie szanowanym "worem w zakonie" ( dosłownie "złodziej w prawie", czyli przestępca przestrzegający wewnątrzbandyckiego kodeksu) i bandyckim autorytetem, współpracującym głównie z gangami wywodzącymi się z Kaukazu. Regionu, do którego opanowania Moskwa uparcie dąży, ale który od zawsze przynosił jej co najmniej tyle samo kłopotów, co korzyści. Hasan był podejrzewany o zajmowanie się hazardem, handlem narkotykami i bronią, miał być także zamieszany w nielegalny handel surowcami naturalnymi. Zabił go snajper, gdy Asłan Usojan wychodził z ulubionej restauracji "Staryj faeton" przy ulicy Powarskiej. Dostał sześć kul. Na linii strzału znalazła się także pracownica restauracji. Została ranna. Ochroniarze Hasana zaczęli strzelać, ale na oślep. Nie mieli pojęcia, gdzie mógł znajdować się zamachowiec. Nic dziwnego, również policjantom sporo czasu zajęło zlokalizowanie miejsca, z którego padły strzały. Hasan zmarł niedługo później w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Nie był to pierwszy zamach na "Dziadka Hasana". W 1998 roku strzelano do niego w Soczi. W 2010 roku był postrzelony na Twerskiej, reprezentacyjnej moskiewskiej ulicy. By chronić Utojana, wypuszczono wtedy fałszywe wiadomości o jego śmierci. Teraz jednak "Dziadek Hasan" umarł naprawdę. Pochowano go po królewsku. Kawalkada wypasionych, czarnych SUV-ów z przyciemnianymi szybami jadąca za trumną wyglądała imponująco. Spod bogatych wieńców nie było widać grobu. Gra o tron Teraz, po jego śmierci, rywalizujące mafijne klany próbują zagarnąć imperium pozostawione przez "Dziadka Hasana". Albo choć coś z niego uszczknąć. "Oficjalny następca" Hasana - ma nim być Dmitrij Czanturia o pseudonimie "Miron" - nie posiada prestiżu i wpływów, którymi cieszył się Utojan. Ma tylko 31 lat, ale za to wystarczająco wiele energii, by bezlitośnie ścigać tych, którzy - według niego - zlecili zabójstwo jego poprzednika. Gra toczy się, między innymi, o nieruchomości w strategicznych miejscach w Soczi, mieście, w którym za rok odbędą się igrzyska olimpijskie. "Dziadek Hasan", podobnie zresztą, jak Władimir Putin, bardzo lubił Soczi. Często tam przebywał i chętnie wchodził w różne interesy. Tym chętniej, że od kiedy ogłoszono, że Soczi staje się miastem olimpijskim, wartości inwestycji bardzo ostro wystrzeliły w górę. Deweloperzy zaczęli zagryzać się o realizacje projektów zakrojonych z szerokim, rosyjskim rozmachem. Tak naprawdę jednak wojna trwała już wcześniej. Jeszcze w 2010 roku zastrzelono "Karasia", czyli Eduarda Kakozjana, który był "namiestnikiem" "Dziadka Hasana" w Soczi. Nie wiadomo, kto dokonał egzekucji, wiadomo tylko, że cała akcja odbyła się bardzo szybko: zabójca podjechał do Kakozjana na motocyklu, rozstrzelał go i szybko odjechał. O zlecenie zamordowania Kakozjana, a później "Dziadka Hasana", podejrzewa się azerskiego mafioza Rowszana Dżanijewa (Hasan uważał, że to on kazał go zlikwidować w 2010 roku). Już parę dni po zabójstwie Usojana i przejęciu władzy przez "Mirona", zastrzelono Astamura Gulię, "namiestnika" Dżanijewa w Abchazji, quasi-niepodległym państwoidzie. Oderwanym (przy pomocy Rosji) od Gruzji, dawnej części "radzieckiej riwiery". Do której, zresztą, należy też Soczi. Pod koniec stycznia zginął kolejny azerski gangster i współpracownik Dżanijewa (podobno specjalista w branży likwidacji "konkurencji biznesowej"), Rufat Nasibow. Jego ciało zabójcy wrzucili do bagażnika i wywieźli w nieznanym kierunku. Samego Dżanijewa mafijni cyngle dopadli podobno już poza granicami dawnego ZSRR: miał zginąć na początku lutego w Istambule. Część rosyjskich mediów nie wierzy jednak w śmierć Dżanijewa: uważa się, że Azer powtarza manewr Usojana z 2010 roku i celowo rozpuszcza plotki o własnej śmierci, by przestano go ścigać. Mówi się, że na przyschnięcie sprawy oczekuje w Dubaju. Mówi się również jednak, że klan Usojana wyznaczył za głowę Dżaniljewa nagrodę w wysokości 5 milionów dolarów, a Dubaj, miejsce, gdzie bogaci "nowi Ruscy" tradycyjnie lubią robić zakupy, to nie jest najlepsze miejsce na kryjówkę. W Rosji "mafii niet" Oficjalnie mafii w Rosji nie ma, podobnie, jak w Związku Radzieckim "nie było seksu". Władze sugerują, że Władimir Putin poradził sobie z przestępczością zorganizowaną, i że pozostaje ona jeszcze jednym mrocznym wspomnieniem "jelcynowsko-demokratycznej smuty" lat dziewięćdziesiątych. Sugerowanie to posunęło się tak daleko, że w 2008 roku Dmitrij Miedwiediew zlikwidował specjalną komórkę do spraw zwalczania mafii w Rosji. I być może faktycznie sobie poradzono, tyle, że w sposób inny od oczekiwanego. Pojawiają się informacje (potwierdzane m.in. przez ujawnione przez "WikiLeaks" depesze), że mafiozi działają pod "kryszą", czyli "przykrywką" rosyjskich oficjeli. W ten sposób władze miały stworzyć "swoich" mafiozów, którzy - współpracując z do pewnego stopni a z władzami - stali się przewidywalni i do pewnego stopnia kontrolowalni. Nie wspominając o obopólnych profitach płynących z nieoficjalnych "donacji" ze strony gangsterów za przymykanie przez państwo oczu na pewne sprawy. Policjanci skarżą się, że aresztowani przez nich gangsterzy wypuszczani są z powodu wstawiennictwa wysoko postawionych osób. Oskarżenia Luke'a Hardinga, byłego rosyjskiego korespondenta "Guardiana" (wyrzuconego z Rosji w 2011 roku), idą o wiele dalej. W swojej książce "Mafa State" Harding pisze, że sama struktura władzy utworzona przez Władimira Putina, oparta na byłych oficerach KGB i FSB, "na jego obraz i podobieństwo", jest identyczna ze strukturami mafii. I - podobnie, jak one - służy głównie do robienia gigantycznych pieniędzy ponad jakimikolwiek przepisami prawa. W tym ustawieniu rolę "capo di tutti capi" pełniłby nie Usojan, a Władimir Putin w osobie własnej. Rolę Putina, notabene, jako rozjemcy w sporach pojawiających wewnątrz stworzonych przez niech struktur władzy, zauważają praktycznie wszyscy komentatorzy. I rola takiego szefa "dintojry", trzeba przyznać, przypomina mocno rolę ważnego "wora w zakonie" - bandyckiego rozjemcy. Ziemowit Szczerek