Ten wynik wyborów jest z jednej strony przedłużeniem mandatu kanclerz Merkel, z drugiej jednak oznacza karę, i to surową karę, wyborców za jej postawę w ciągu ostatnich czterech lat CDU straciła prawie dziesięć procent głosów w porównaniu z wynikiem z roku 2013. Do Bundestagu weszła eurosceptyczna i przeciwna polityce migracyjnej Merkel Alternatywa dla Niemiec, która zdobyła ponad 13 procent głosów i stała się trzecią siłą polityczną w kraju. To może nie jest jeszcze polityczne trzęsienie ziemi, ale zmiany są wyraźne i będą miały określone skutki. Jamajka czyli premiera Można się pocieszać, że przecież przewidywano, że AfD wejdzie do parlamentu i z góry wiedziano, że SPD uzyska słaby wynik. Słaby? Najgorszy w historii tej partii! To mało? A to, że mamy teraz w Bundestagu sześć, a nie pięć partii, to także niby bez znaczenia? Nic podobnego. Merkel musi podjąć trudną decyzję, z kim chce wejść w koalicję. Powtórzenie wielkiej koalicji z SPD raczej nie wchodzi w rachubę. Czołowi politycy socjaldemokratyczni dają to wyraźnie do zrozumienia. A więc pozostaje tzw. Jamajka, nazwana tak od barw na fladze tego kraju, czyli koalicja czarno-żółto-zielona, złożona z CDU/CSU, FDP i Zielonych. Powiedziawszy to wszystko można, ale dopiero teraz i ostrożnie, oświadczyć, że w sumie i tym razem obyło się bez eksperymentów. Niemcy pozostają tym, czym były: polityczną, gospodarczą i społeczną oazą spokoju. Niepokoje są gdzie indziej: w Turcji Erdogana, w USA Trumpa, w Rosji Putina i w opuszczającej Unię Europejską Wielkiej Brytanii. Ale i bez tego dla wielu nastały teraz niespokojne czasy - szerzy się strach przed terroryzmem i populizmem, choć w Niemczech wciąż jeszcze panuje względny spokój. Czwarta kadencja Merkel A zatem kolejne cztery lata dla Merkel - jeżeli tylko sama to wytrzyma. Merkel jako protestantka uchodzi za osobę, która ma duże poczucie obowiązku. To, co zaczyna, zawsze stara się ukończyć. Tylko jak? Jako pierwsza kobieta na stanowisku kanclerskim i długoletnia już kanclerz Angela Merkel jest już w tej chwili postacią, którą upamiętnią podręczniki historii. By zostawić po sobie coć trwałego, brakuje jej jeszcze tylko jakiegoś wielkiego dzieła politycznego. Konrad Adenauer zinegrował Republikę Federalną Niemiec z Zachodem, Brandt zbliżył swoją nową polityką wschodnią RFN do NRD, Kohl okazał się kanclerzem zjednoczenia, Schroeder skończył z państwem opiekuńczym. A co zostanie po Merkel? Niespodziewanie dla wszystkim otworzyła ona w 2015 r. granice dla ponad miliona migrantów. Sprzeciwiła się wprowadzeniu górnego limitu osób mogących przyjechać do Niemiec, argumentując, że niemiecka konstytucja nie przewiduje limitu dla prawa azylowego. Teraz musi sprostać temu wyzwaniu: zintegrować tych, którzy w Niemczech zostaną i wyrzucić z nich wszystkich "nieprawdziwych" uchodźców. Będzie to trudne i zajmie sporo czasu. Po cichu, ale skutecznie Dużo do zrobienia jest także w Unii Europejskiej. Wielka Brytania opuszcza Wspólnotę, a na jakich warunkach - to trzeba jeszcze uregulować. Samo to wystarczy, żeby Merkel miała pełne ręce roboty. Musi też stawić czoło Trumpowi w USA, Putinowi w Rosji i Erdoganowi w Turcji. To też nie będzie łatwe. Już w 2005 roku udało się jej zająć najważniejsze miejsce w Urzędzie Kanclerskim. Dwukrotnie stała na czele rządu wielkiej koalicji, a raz rządziła w koalicji z liberałami z FDP. Z szeregów własnej partii skutecznie usuwała po kolei wszystkich "samców alfa" na margines życia politycznego. Kto sam nie zrozumiał, że w starciu z nią jest bez szans, ten dostawał klasycznego "kopniaka w górę". Na przykład Christian Wulff został wypchnięty przez nią na prezydenta RFN, a potem pozostawiony samemu sobie, aż się potknął i upadł. Unia w stronę socjaldemokracji Jeszcze bardziej zdumiewające są jej sukcesy w walce z przeciwnikami politycznymi dużego kalibru. Cała czwórka socjaldemokratycznych kandydatów na kanclerza: Schröder, Steinmeier, Steinbrück i Schulz, przegrała z nią z kretesem. Podobno dlatego, że ich nazwiska są na S... Ale żarty na bok. Na podziw i uznanie na pewno zasługuje sposób, w jaki rozbroiła SPD. Po prostu zdecydowała się "zsocjaldemokratyzować" Unię CDU/CSU i ten zabiegł sprawił, że prawdziwa SPD staje się coraz bardziej zbędna, a jej członkowie uciekają do coraz bardziej socjaldemokratycznej CDU. Decydując się na zarzucenie przez Niemcy energetyki atomowej, walkę o ochronę klimatu i przyjęcie setek tysięcy migrantów, Merkel odebrała, a przynajmniej poważnie podważyła, rację istnienia partii Zielonych. Zrobiła to tak skutecznie, że na deser mogła sobie pozwolić nawet na poparcie na krótko przed wyborami pomysłu małżeństw jednopłciowych. Bundestag przegłosował stosowną ustawę, a ona sama głosowała na "nie". Czy jest w tym więcej cynizmu czy też pragmatyzmu - o to można się spierać. Ale jedno jest pewne - ta taktyka jest zabójczo skuteczna, bo neutralizuje, a nawet wręcz paraliżuje opozycję. Tyle tylko, że w CDU nie bardzo wiadomo, co właściwie Angela Merkel reprezentuje sobą jako chrześcijańska demokratka? Nie mówiąc o jej konserwatyzmie, który jest zerowy. Ale CDU chodzi przecież głównie o władzę, a więc na zarzut, że traci swój chrześcijańsko-demokratyczny charakter, chadecy reagują wzruszeniem ramion. Nowe zadanie; być "anty-Trumpem" Ponowny sukces wyborczy Angeli Merkel opiera się przede wszystkim na zaufaniu, jakie mają do niej Niemcy. Tak samo było zresztą już w roku 2013 i już wtedy powtarzała do znudzenia wszystkim, którzy przyszli na jej wiec wyborczy: "przecież mnie znacie". To się wciąż sprawdza i trafia do każdego. Także do młodego pokolenia, co może wydać się zaskakujące. Inna rzecz, że ludzie, którzy nie ukończyli jeszcze 25. roku życia, nie znają żadnego innego kanclerza poza nią... Merkel nie jest urodzoną oratorką. Przemawia, owszem, ale tak raczej średnio. Powtarza przy tym jak automat te same gesty i miny. W gruncie rzeczy zawsze jest nieco sztywna i opanowana, ale jej spokój sprawia, że odbiera się go jako zaletę, a nie wadę. Nikt nie zarzuca przecież Merkel, że jest za mało charyzmatyczna... "New York Times" napisał o niej, że jest "ostatnią potężną obrończynią Europy". Może i jest, ale teraz coraz bardziej musi nią być, bo po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA niemiecka kanclerz staje się w coraz większym stopniu jego przeciwwagą. Fizycznie trzyma się dobrze, może zatem pozwolić sobie na czwartą kadencję. Volker Wagener / tł. Katarzyna Domagała, Andrzej Pawlak, redakcja polska Deutsche Welle