"McCain", McCain, McCain" - skandował na początku wyborczego wieczoru tłum zebrany w eleganckim hotelu Biltmore w Phoenix, stolicy Arizony - stanu, z którego senatorem jest John McCain. Entuzjazm i ekscytacja stopniowo były wypierane przez gorycz porażki. - Wybraliśmy gwiazdę w stylu "Amerykańskiego Idola" - ocenił prezydenta-elekta jeden z sympatyków Republikanina, nawiązując do popularnego programu telewizyjnego. - Nie sądzę, by Stany Zjednoczone były gotowe na afroamerykańskiego prezydenta - oceniła 30-letnia Republikanka, Sarah. - Już są ludzie, którzy chcą go zabić - ostrzegła. - Nie będziemy musieli niepokoić się kolejnym afroamerykańskim prezydentem za cztery lata, ponieważ przy tym, co wydarzy się w ciągu czterech najbliższych lat prezydentury Baracka Obamy nigdy więcej nie wybierzemy czarnego prezydenta - wtórował jej mąż, Lindsay. - Sądzę, że to media pozbawiły Johna McCaina prezydentury. Do tego doszła zła sytuacja gospodarcza w kraju - oceniła Marian, inna długoletnia zwolenniczka GOP. Według niej amerykańskie media miały obsesję na punkcie czarnoskórego kandydata, a Republikanie są tak samo otwarci w kwestiach rasowych jak inni. Sam John McCain zwrócił się do swoich zwolenników słowami: "To moja porażka, nie wasza", uznając zwycięstwo swego rywala.