Gore, który w czasie prawyborów odmawiał opowiedzenia się po czyjejkolwiek stronie, wystąpił w poniedziałek wieczorem (we wtorek rano czasu polskiego) razem z Obamą na wiecu w Detroit w stanie Michigan. Oświadczył, że czarnoskóry senator z Illinois "jest z pewnością kandydatem najbardziej zdolnym do rozwiązania problemów i przeprowadzenia zmian w Ameryce". Odrzucił następnie argumenty republikańskiego kandydata Johna McCaina, że 46-letni Obama nie ma doświadczenia niezbędnego do sprawowania najwyższego urzędu i jest za młody. "Gdyby wykluczyć z pełnienia przywódczych stanowisk wszystkich, którzy mają poniżej 44 lat, trzeba by nie pozwolić Jeffersonowi na napisanie Deklaracji Niepodległości, a Washingtonowi na dowodzenie armią kontynentalną" - powiedział. George Washington i Thomas Jefferson byli, odpowiednio, pierwszym i trzecim prezydentem USA. Poparcie Gore'a nie ma już obecnie takiego znaczenia, jakie miałoby, gdyby uczynił to w czasie przedłużającej się rywalizacji w prawyborach między Obamą a Hillary Clinton. Były wiceprezydent jednak, który w 2000 roku był o włos od wygrania wyborów, ale przegrał z George'em W.Bushem decyzją Sądu Najwyższego, jest wciąż popularny wśród demokratycznych wyborców, którzy uważają, że ukradziono mu zwycięstwo. Zdaniem komentatorów, poparcie Gore'a nie przyniesie Obamie wielu nowych głosów, ale może go wzmocnić finansowo. Były wiceprezydent wezwał swoich zwolenników do wpłacania datków na kampanię demokratycznego kandydata. Gore zaapelował także do Demokratów o zjednoczenie się w poparciu Obamy. Nadal jednak dochodzą sygnały, że wielu sympatyków byłej Pierwszej Damy nie zamierza, przynajmniej na razie, poprzeć senatora z Chicago. Ich gniew wzbudziła ostatnio zapowiedź zatrudnienia w sztabie Obamy byłej kierowniczki kampanii Clinton, Patti Solis Doyle, którą wyrzucono, obwiniając za porażki pani Hillary w pierwszych rundach prawyborów. Obóz Clinton uznał to za sygnał, że Obama nie rozważa poważnie Hillary jako ewentualnej kandydatki na wiceprezydenta. Niektórzy członkowie jej sztabu sugerują, że zależy jej na tym stanowisku, chociaż sama była First Lady dementuje te informacje.