Parlament Europejski przeprowadził w środę dwie debaty - o Węgrzech i Polsce - w kontekście postępowania z art. 7 Traktatu o UE. Podsumowaniem ich dyskusji będzie rezolucja, którą niemal na pewno europosłowie przyjmą w czwartek. Jej tekst - wedle obecnego projektu - ponagla chorwacką prezydencję w Radzie UE do kontynuowania działań w ramach art. 7 (czyli wysłuchań Polski oraz Węgier, a także formułowania zaleceń dla tych krajów), a Komisję Europejską - do dalszego wykorzystywania dostępnych narzędzi, w tym wnioskowania do TSUE o doraźne zamrażanie spornych przepisów zagrażających prawom podstawowym i państwu prawa. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej Viera Jourova tłumaczyła europosłom wczorajszą decyzję o zwrócenie się do TSUE o zamrożenie działania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego (do czasu pełnego wyroku unijnego Trybunału w sprawie przepisów dyscyplinarnych dla sędziów). - Sąd Najwyższy, kierując się wskazówkami TSUE, zdecydował, że Izba Dyscyplinarna nie spełnia wymogów niezależności, a zatem nie jest sądem w pojęciu prawa unijnego oraz prawa polskiego. Pomimo to Izba Dyscyplinarna nadal działa na pełną skalę, co rodzi ryzyko nieodwracalnych szkód dla sędziów poddanych postępowaniom dyscyplinarnym - tłumaczyła Jourova. Ostrej polemiki z zarzutami wobec władz Polski podjęła się m.in. Beata Szydło (PiS). - Sądy w Polsce są niezawisłe i wolne. Polska jest krajem praworządnym. Każdy, kto twierdzi inaczej, kłamie - przekonywała Szydło. Gdy przeciwstawił jej się Radosław Sikorski (PO), Szydło zarzuciła mu kłamstwa i to, że jest niegodny bycia europosłem. Ziobro chciał rozmawiać z Jourovą? Szydło powiedziała, że po stronie Komisji Europejskiej i Europarlamentu nie ma woli dialogu z władzami Polski, choć te usiłują zreformować "relikt komunistyczny", czyli wymiar sprawiedliwości. To echo twierdzeń polskiego rządu, który - choć na razie zakulisowo - przekonuje, że na spotkanie z Jourovą był gotów minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, by zatrzymać decyzję o środku tymczasowym. Natomiast Komisja Europejska tłumaczy, że tematem ewentualnych rozmów z Ziobrą (np. przy okazji udziału Jourovej w styczniowych obchodach wyzwolenia Auschwitz) nie miały być działania Komisji w relacji do TSUE w ramach postępowań przeciwnaruszeniowych i środków tymczasowych. Przedstawiciele głównych frakcji Parlamentu Europejskiego wyrażali dziś poparcie dla Komisji Europejskiej oraz dla polskich sędziów, których delegacja przyjechała do europarlamentu. - Prześladowania sędziów, jakie mają miejsce w Polsce, są bezprecedensowe w historii UE. Polscy sędziowie to europejscy sędziowie. Muszą mieć zagwarantowaną niezależność, musimy ich chronić - zapewniał słowacki liberalny europoseł Michał Szimeczka. Fundusze za praworządność? Co dalej z pieniędzmi? Polscy europosłowie z PiS i opozycji powtarzali dziś argumenty oraz zarzuty znane z debat sejmowych. - Nadszedł czas na stworzenie nowego mechanizmu oceny praworządności oraz uzależnienia unijnych funduszy od praworządności - powiedziała Sylwia Spurek. Komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders zapewniał, że to dla niego priorytet. Inni polscy europosłowie z reguły omijali dziś temat pieniędzy. Przy okazji czwartkowej rezolucji odrębnie będzie też głosowana poprawka przypominająca, że już w poprzedniej kadencji europarlament poparł zasadę "pieniądze za praworządność". Komisja Europejska już w 2018 r. zaproponowała regułę wiążącą wypłaty funduszy UE z praworządnością po 2020 r. Wedle obecnego projektu kompromisu, który w grudniu przedłożyła Finlandia (miała wówczas prezydencję), decyzję co do funduszy miałaby proponować Komisja Europejska, a zatwierdzać unijni ministrowie w Radzie UE. Jednak fiński dokument nie rozstrzyga, jak definiować wymaganą większość, co może być kluczowe dla skuteczności tego narzędzia. Co ważniejsze, Finowie podkreślali w swej propozycji, że decyzje co do funduszy miałyby zapadać tylko przy brakach praworządności, które "w wystarczająco bezpośredni sposób" wpływają na ryzyko złego zarządzania funduszami UE i na ryzyko dla interesów finansowych Unii. Wprawdzie projekt "fundusze za praworządność" był od początku tłumaczony obawami o unijne pieniądze (niezależność wymiaru sprawiedliwości potrzebna np. w walce z przekrętami korupcyjnymi), ale w pierwotnej formie ten projekt oznaczał, że już samo postępowanie z art. 7. mogłoby zapalić czerwoną lampkę w sprawie budżetu. Choć formalnie do zatwierdzenia zasady "fundusze za praworządność" nie trzeba jednomyślności krajów Unii, to definiowanie, co oznacza "bezpośrednie" zagrożenie dla budżetu UE płynące z powodu łamania praworządności, może stać się jednym z najtrudniejszych elementów ugody budżetowej w UE. - Obstawiam, że to temat na ostatnią noc ostatniego szczytu UE, który zatwierdzi budżet. Spodziewałbym się targów, w których niektórzy główni płatnicy będą próbowali wymuszać zgodę na regułę "pieniądze za praworządność" za pomocą groźby dalszych cięć budżetowych - tłumaczył nam niedawno wysoki rangą urzędnik UE. Jacek Lepiarz/Redakcja Polska Deutsche Welle