O sprawie poinformowała gazetę "Goeteborgs-Posten" matka dziewczynki mającej kłopoty z matematyką w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Sprawdziła ona zeszyt z ćwiczeniami córki i spostrzegła, że 95 proc. zadań jest niekompletnych lub błędnie wykonanych. Nauczyciel ich nie poprawił ani nie ocenił. "Na trzech stronach napisano 'dobrze', ale to akurat zadania wykonane w domu w ramach pracy domowej pod naszym nadzorem" - powiedziała matka. Kobieta udała się do nauczyciela, ten odparł jednak, że podobnie postępują inni pedagodzy. Następnie matka uczennicy skontaktowała się z dyrektorem szkoły. Ten w mailu odpowiedział, że "ogólnie matematyka jest przedmiotem, w którym zadania można wykonać prawidłowo lub błędnie, ale z tego powodu wielu uczniów traci chęć do nauki". Według dyrektora ważne jest nie tylko "poprawianie i pokazywanie błędów", ale też "dbałość o zainteresowanie przedmiotem". Z argumentacją dyrektora nie zgadza się matka. "To nauczyciel musi wykazać się kreatywnością i czerpać radość z nauczania. Jeśli dziecko popełnia poważny błąd, należy je nauczyć, co jest poprawne. W prawdziwym życiu zawsze będzie dobrze lub źle. Trzeba nauczyć dzieci radzenia sobie z sukcesami i porażkami od samego początku, zanim będzie za późno" - stwierdził rodzic. Nie pomogła interwencja niezadowolonej matki u nadzorującego naukę w szkołach kierownika gminnego wydziału edukacji, który odesłał ją do dyrektora, a ten znów do nauczyciela. "Prawdziwa zdrada uczniów" Po artykule w "Goeteborgs-Posten" wybuchła debata. Zajmujący się sprawami edukacji polityk Liberałów Isak Skogstad stwierdził, że postępowanie nauczyciela, który nie poprawia błędów to "prawdziwa zdrada uczniów". "Jeśli dziecko na początku pozostanie w tyle istnieje ryzyko, że będzie miało niepowodzenia później" - stwierdził. Według eksperta metody stawiające na pierwszym miejscu dobre ucznia samopoczucie, a dopiero później wymagające opanowania programu są charakterystyczne dla lat 90. "Coraz więcej osób zdaje sobie sprawę ze znaczenia wiedzy przedmiotowej. Artykuł pokazuje, że nieprawidłowe metody i teorie wciąż są stosowane w szkole" - podkreślił Skogstad. Według reprezentującej socjaldemokrację przewodniczącej parlamentarnej komisji ds. edukacji, Gunilii Svantorp poruszona w artykule skarga matki dotyczy metody pracy nauczyciela, która powinna być omawiana na poziomie szkoły. "My tworzymy prawo i zapewniamy zasoby" - stwierdziła. "Błędne przekonanie" W komentarzu, jaki ukazał się w związku z tą sprawą w gazecie "Goeteborgs-Tidningen/ Expressen", Csaba Perlenberg pisze, że "pedagogika, która boi się konfliktów, opiera się na błędnym przekonaniu, że wszystko musi być zabawne i stymulujące". "To tak nie jest. Trudne kroki trzeba powtarzać nudnymi powtórzeniami" - twierdzi autor. "Wszystko inne wiąże się z ryzykiem ukształtowania dorosłych, którzy myślą, że wszystko, co robią jest 'niesamowite', 'fantastyczne' i 'najlepsze', gdy wcale tak nie jest. Czerwony długopis to najlepszy prezent nauczyciela dla uczniów" - podkreśla. Ze Sztokholmu Daniel Zyśk