- Nie będę rezygnować z mandatu. Jestem lojalna wobec 54 tysięcy osób, które głosowały na mnie. Poparcie dla SLD w moim regionie było zdecydowanie większe niż średnia dla tej partii w kraju. To poparcie zostało wypracowane przeze mnie - powiedziała eurodeputowana dziennikarzom w Strasburgu. O opuszczeniu Sojuszu Lewicy Demokratycznej europosłanka poinformowała w miniony weekend na swoim blogu. W poniedziałek w Strasburgu wyjaśniała w rozmowie z dziennikarzami powody swojej decyzji. Według niej delegacja polska we frakcji socjalistów uzgodniła, że wystawi kandydaturę europosłanki na wiceprzewodniczącą PE albo kwestora. Negocjacje w tej sprawie przebiegały pomyślnie, "do momentu, gdy bez konsultacji z innymi, pan (Bogusław) Liberadzki wymienił moje nazwisko na swoje" - relacjonowała Geringer de Oedenberg. Dodała, że już po raz trzeci doszło do tego typu sytuacji. - Postanowiłam nie działać już w takiej partii, gdzie brak szacunku dla słowa, lojalność i waga podejmowanych decyzji jest ignorowana - powiedziała europosłanka. Według niej zarząd SLD wiedział o tej sytuacji i został poproszony o rozwiązanie konfliktu. - Pomoc jednak nie nadeszła - dodała. Poinformowała, że otrzymała propozycję pozostania we frakcji Socjalistów i Demokratów jako posłanka bezpartyjna oraz objęcia funkcji pierwszej wiceprzewodniczącej komisji prawnej PE. Także frakcja liberałów zaproponowała jej członkostwo oraz kandydowanie na funkcję kwestora. Europosłanka postanowiła jednak pozostać u socjalistów. Liberadzki zaprzeczył zarzutom, stawianym mu przez Geringer de Oedenberg. - Deklarowała ona, że chce kandydować na wiceprzewodniczącą PE i to postawiła sobie za jedyny cel, jaki chce osiągnąć (...) Żadnych innych deklaracji nie składała i nie było też innych obietnic - powiedział Liberadzki PAP. Tłumaczył, że w gronie wiceprzewodniczących PE dla reprezentanta SLD nie starczyło miejsca. - Za małą jesteśmy delegacją - dodał. Z ramienia frakcji socjalistów stanowiska wiceprzewodniczących objąć mają przedstawiciele liczniejszych grup z Włoch, Francji i Rumunii. Liberadzki zapewnił, że realizuje on decyzje delegacji SLD i UP w europarlamencie. - To nie jest żadna moja indywidualna decyzja - powiedział. Komentując decyzję europosłanki, podjętą tuż przed pierwszą sesją nowego PE, niektórzy politycy SLD ocenili w niedzielę, że powinna ona zrzec się mandatu. - Szczytem politycznej hipokryzji jest zabiegać o miejsce na liście wyborczej, prosić o wsparcie formacji, wygrać wybory z tą formacją i przed pierwszym posiedzeniem europarlamentu odchodzić (...), zwalać winę na formację, mówiąc, że to jest jakiś problem - skomentował w rozmowie z PAP sekretarz generalny Sojuszu Krzysztof Gawkowski. Jego zdaniem, gdyby Geringer de Oedenberg "chciała zachować się fair w stosunku do wyborców to powinna zrzec się tego mandatu". Rzecznik SLD Dariusz Joński jest zdania, że politycy, którzy startowali w wyborach pod konkretnym szyldem, a następnie kilka tygodni później nagle rezygnują z zasiadania w tej partii, powinni rezygnować z mandatów. - Nie zostali wybrani z imienia i nazwiska jako osoby niezależne, ale z konkretnych partii politycznych - zaznaczył w rozmowie z PAP. W maju tego roku Lidia Geringer de Oedenberg uzyskała mandat europosłanki, startowała z list koalicji SLD - UP. Wcześniej z list Sojuszu dostała się do PE w wyborach w 2004 roku oraz w 2009 roku. W szeregi SLD wstąpiła w 2006 r. Ze Strasburga Anna Widzyk