28 lutego 1943 roku. Mroźny poranek. Pociąg pojawił się z oddali, jechał od wschodu. - Nikt nie podchodził zbyt blisko. Tak naprawdę nikt nie wiedział, co ma się wydarzyć, mimo że jakieś słuchy do nas dochodziły - wspomina 7-letni wówczas Stefan Wysocki. Stacja nazywa się Mrozy, leży niedaleko Mińska Mazowieckiego. Z pociągu najpierw wysiadają niemieccy żołnierze. Zaczynają odsuwać ciężkie drzwi bydlęcych wagonów. W transporcie, w potwornym ścisku tłoczą się 1064 osoby. Śmiertelną ciszę przerywają rozkazy Niemców. Ludzie wyskakują albo raczej spadają na ziemię, w topniejące od śniegu błoto. Żołnierze poganiają ich bykowcami. W jednym wagonie zostają dwa ciała - kobiety i dziecka. Płacz i lament. Strach. Niewiadoma. Uczestnicy transportu nr 6 zdołali przeżyć traumę wysiedleń, tygodni spędzonych w nieludzkich warunkach w zamojskim obozie i wywózkę w bydlęcych wagonach. Wyrzuceni ze swoich domów, pozbawieni ziemi, wypchnięci z wagonów w obcej im ziemi, mają się teraz upchnąć w domach mieszkańców Mrozów. Domy wypędzonych z Zamojszczyzny zajmuje "rasa panów", która wciela w życie plan zagospodarowania zdobytej "przestrzeni życiowej na Wschodzie". Wielki volkistowski Generalplan Ost. Dla tych, którzy trafili do Mrozów i tak było to najlepsze, co mogło im się przytrafić. To był transport nadziei. Kilka tygodni wcześniej, 3 lutego 1943 roku, z obozu w Zamościu wyruszył inny pociąg. Wiózł ok. 1000 osób, w tym mieszkańców wsi Mircze spod Hrubieszowa. Transport pojechał na południe. Do KL Auschwitz. Innymi transportami, głównie przez Austrię, 188 mieszkańców Mircza trafiło na roboty przymusowe do Niemiec. Niektórzy z nich nigdy nie wrócili do domu. Mircze. Jedna wieś. 23 stycznia 1943 r. życie jej 740 mieszkańców legło w gruzach. Wtedy wszyscy zostali wypędzeni ze swoich domów. Cała wieś miała zostać zasiedlona niemieckimi osadnikami. Ludzie z Mircza trafili do obozu przejściowego w Zamościu. W niedługim czasie zmarło tu 10 maleńkich dzieci. Miały od miesiąca do dwóch lat. Mircze. Jedna wieś. Jedna spośród niemal 300 miejscowości na Zamojszczyźnie, których mieszkańców Niemcy wysiedlili pomiędzy listopadem 1942 r. a sierpniem 1943 r. Łącznie, w niecały rok, w ramach Aktion Zamosc, na tułaczkę, obozy, wywózkę na roboty skazano 110 tys. Polaków, w tym 30 tys. dzieci. Tysiące z nich uprowadzono do Rzeszy, aby poddać je germanizacji. Niemieckie odziały pacyfikacyjne zniszczyły 17 wsi, choć domostwa miały pozostać nienaruszone i służyć osiedlanym tu volksdeutschom. Tam, gdzie mieszkańcy Zamojszczyzny nie poddali się przymusowym wysiedleniom, wsie zostały zniszczone. Tam, gdzie opór był najsilniejszy - w Sochach, Szarajówce i Kitowie - Niemcy wymordowali mieszkańców. Aktion Zamosc była laboratorium Generalplan Ost. Tak wyglądałoby urządzanie Wschodu, gdyby Niemcy wygrali. Misja życia doktora Ehlicha Hans Ehlich należał do elity intelektualistów SS. Dobrze wykształcony, po studiach medycznych w Lipsku, gdzie już w latach 20. XX w. zetknął się z ideologią nazistowską, lekarz z kilkuletnią prywatną praktyką, w połowie lat 30. został specjalistą do spraw rasowych w resorcie zdrowia Saksonii oraz w NSDAP. Piął się po szczeblach kariery w SS - po agresji Niemiec na Polskę w 1939 został szefem wydziału III B Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), gdzie podlegały mu kwestie rasowe i narodowościowe, relacje etniczne i "zdrowie publiczne". Kolegą Ehlicha w RSHA, jako szef wydziału IV B 4 został Adolf Eichmann, odpowiedzialny za działania wykonawcze i logistyczne - osądzony po wojnie w Izraelu jako jeden z głównych sprawców Holokaustu. Dr Ehlich był tym z zaangażowanych intelektualistów z SS, któremu powierzono zadania przekucia w plan działań lansowanej przez nazistów koncepcji "Blut und Boden" ("krew i ziemia"). Zadanie dla nazistowskiego intelektualisty ważne, bo nadzorowane przez szefa SS Heinricha Himmlera. Od reichsfuehrera SS planów organizacji etnicznego podboju Wschodu domagał się zaś Adolf Hitler. W wydziale III B powstało co najmniej kilka planów, niektóre określane mianem Generalplan Ost. Wizja zdobywania i organizowania przestrzeni życiowej na Wschodzie przybierała coraz bardziej monstrualne i przerażające rozmiary wraz z sukcesami Wehrmachtu. Apogeum planowania wielkich przesiedleń ludności podbitej i jej masowej eksterminacji przypadło na rok 1942 - kiedy niemieckie zagony pancerne przebijały się do roponośnych pól nad Morzem Kaspijskim. W tym samym roku, kiedy po konferencji w Wannsee III Rzesza rozpoczęła masową eksterminację ludności żydowskiej w obozach zagłady. Gdy w nocy z 27 na 28 listopada 1942 r. Niemcy przystępują do realizacji Aktion Zamosc, w nieodległym Bełżcu już od ponad pół roku w komorach gazowych tysiącami mordowani są Żydzi z dystryktów krakowskiego, lubelskiego i Galicja. Dymią krematoria Chełmna nad Nerem, Sobiboru i Treblinki. Machina zagłady oczyszcza Wschód dla "narodu panów". Wykonawca Schutz - komendant "Ne" Skonstruowana przez kogoś machina potrzebuje wykonawców. W zamojskim obozie przejściowym panem życia i śmierci był Artur Schutz. Komendant "Ne", jak zapamiętali go więźniowie, przewija się w ich wspomnieniach jako zwyrodnialec i bestialski oprawca. "Schutz z każdym dniem podlejszy. Sadysta. Śmiał się, gdy konała jego ofiara. Widok muskularnej sylwetki SS-mana i jego olbrzymiego psa szerzył trwogę w całym obozie. Powiadali, że nie usnął, jeśli nie zabił, ani nie skatował. Kręcił się po obozie dniem i nocą. Szukał ofiary. Wiedzieli Niemcy, kogo powołać na komendanta obozu" - pisał w "Kronice Skierbieszowa" dr Zygmunt Węcławik. Nominacje na komendanta w Zamościu Schutz otrzymał 4 listopada 1942 roku. Rozkaz podpisał Hermann Krumey, jego bezpośredni przełożony z Centrali Przesiedleńczej w okupowanej Łodzi. Od Krumeya trop prowadzi do Hansa Ehlicha, do centrali RSHA w Berlinie. Jest pomysłodawca, jest organizator planu, jest wykonawca. Adolf Boczkowski, jeden z ocalałych więźniów, wspomina: "Przed bramą 10-tki ‘Ne’ dopadł jakiegoś chłopca około 12 lat i strasznie go bił pejczem wrzeszcząc przy tym ‘tak czy ne’. Usta gestapowca były spienione jak u wściekłego zwierzęcia. Krew oblała chłopcu głowę, chłopiec przewrócił się, a ‘Ne’ stanął mu nogą na szyję i dusił go." Jan Sobczuk z Mircza: "Przypominam sobie, że wracając od księdza zatrzymał mnie komendant ‘Ne’, wypytując mnie, po co chodziłem. Przeprowadził w tej sprawie śledztwo, po którym wrzasnął ‘raus’ i świsnął nad moją głową długim pejczem". Stanisława Syska ze Skierbieszowa: "Nieraz trzymano nas na mrozie całą noc. Pamiętam taki przypadek, jak matka wyprowadziła swoje dziecko za potrzebą, a było to nad dołem, gdzie wiele osób załatwiało swoje potrzeby fizjologiczne. Zobaczył to ‘Ne’. Dziecko wrzucił do dołu, a matkę poszczuł psem. Dziecko utonęło w kale". Mieczysław Czernik z Uchań: "W najgorszych barakach, tzw. końskich, byli umieszczeni starcy, dzieci i kaleki. Matka z dzieckiem nie mogła się już widzieć. Gdy która podeszła do drutów, a zobaczył ją kat obozowy Schutz, szczuł najpierw psa, a gdy pies porwał całą garderobę, wtedy podchodził i nieszczęsną przeważnie kopał do utraty przytomności". "Ne" kazał strzelać do wszy, które chodziły po ludziach. Chwytał dzieci za głowy i uderzał nimi o siebie nawzajem, a dzieci natychmiast padały martwe. Lubił patrzeć, jak dzieci topią się w dołach kloacznych. Schutzowi, przedwojennemu bokserowi, pozostało zawodowe zamiłowanie: jednym ciosem zadanym podbitą rękawicą zadawał ofierze śmiertelny cios prosto w twarz. "Wychodzenie wieczorem do ustępu było zabronione. Jaroszyńska o tym zapomniała. Wyszła. Nie wróciła sama. Nieprzytomną przyciągnął za włosy Schutz. Zmiażdżona twarz, zmaltretowane ciało - nie przypominały Jaroszyńskiej. Schutz ciągnął za warkocz bezwładne ciało kobiety. Sunął długim korytarzem aż do naszej sali. Cisnął za progiem jak zdechłego psa. (...) Wyszedł. (...) Do rana skonała. Wynieśli. Wyły cały dzień jej dzieci" - wspominał Węcławik. Plan zbrodni Historycy są zgodni - Generalny Plan Wschodni, obok zagłady Żydów, jest jedną z najbardziej zbrodniczych idei niemieckich nazistów. Logistyka zbrodni, ta nakreślona w najbardziej rozbudowanych wersjach planu z 1942 r. była oczywista: najpierw zagłada Żydów, później, w 20 lat po wojnie, eksterminacja i przesiedlenia Słowian z ich najliczniejszym narodem, Polakami. We wszystkich wersjach Generalplan Ost występuje jako tzw. Duży Plan i wiele Małych Planów. Duży Plan był perspektywą długoterminową i miał stworzyć Niemcom nową, idylliczną krainę - wolną od "obcoplemieńców". Z doskonale zorganizowanymi wsiami, zupełnie rentownymi i samodzielnymi. Ze zdecentralizowanym przemysłem i nową strukturą miast i miejscowości. Efektem realizacji planu miała być wzorcowa wiejska kraina idealnie wpisująca się w nowy, powojenny niemiecki krajobraz. Plan, według różnych wariantów, zakładał pełną realizację wizji zasiedlenia Wschodu najpierw w ciągu 30 lat, a w końcowych wersjach w ciągu 20 lat od zakończenia wojny. Upojony sukcesami po inwazji na Związek Radziecki, szef SS Heinrich Himmler nakazał przystąpić do realizacji Dużego Planu jeszcze w trakcie działań wojennych. Pierwszym jego akordem miała być Aktion Zamosc. To Himmler osobiście wydał rozkaz do jej rozpoczęcia. Duży Plan obejmował wysiedlenie lub uśmiercenie przynajmniej 31 mln Słowian (z 45 mln ujętych w planie), w tym ok. 80-85 proc. Polaków. Dr Erhard Wetzel, przy ocenie przedstawionej przez Hansa Ehlicha finalnej wersji Generalplan Ost, napominał, że Polacy są "najbardziej wrogo usposobieni w stosunku do Niemców, liczebnie najsilniejsi, a wskutek tego najniebezpieczniejsi ze wszystkich obcoplemieńców, których wysiedlenie plan przewiduje". Jako docelowe miejsce wysiedleń ludności polskiej wskazywano azjatyckie obszary Rosji, w okolicach koła podbiegunowego. Warunki tam panujące miały sprawić, że Polacy zostaną zdziesiątkowani przez mróz, choroby i głód, a tym samym wymrą w dającym się przewidzieć czasie. Nie objęci wysiedleniami na wschód, mieli pozostać na terenie Generalnego Gubernatorstwa i być traktowani jako darmowa siła robocza lub zgładzeni. Niewielu tylko podlegałoby germanizacji. Planiści z SS dawali szansę na pozostanie przy życiu najwyżej 4-4,5 mln Polaków. Niemcy nie chcieli germanizować. Uznali, że to zadanie zbyt czasochłonne, kosztowne i nieskuteczne - nie sprawdziło się choćby w czasach Bismarcka i II Rzeszy. Nazistowscy organizatorzy inżynierii społecznej chcieli zdobyć Lebensraum uwolniony od ludów żyjących w Europie Środkowej i Wschodniej. Planowali zaludnienie Wschodu ludnością czysto niemieckiego pochodzenia. Przewidywali i zakładali, że będzie to możliwe przez stosowanie trzech metod: wysiedleń, fizycznej likwidacji, a także skłócenia narodów do tego stopnia, by same się wymordowały. Wszystkie te drogi miały sprawić, że Niemcy zyskają nową przestrzeń życiową, wolną od "obcoplemieńców gorszej krwi". Niemcy miały być wielkie, a w najambitniejszych wersjach planu - sięgające aż po Ural. Himmler zwlekał z przedstawieniem ostatecznej wersji planu Hitlerowi. Chciał stworzyć projekt doskonały. Prawdopodobnie w czerwcu 1942 roku wizje niemieckiej ekspansji na Wschodzie zostały scalone ze szczegółowymi planami dla różnych okupowanych regionów. Małe Plany, przewidywane na czas wojny, zostały wpisany do Generalplan Ost. Krumey - prawa ręka Eichmanna Hermann Krumey dołączył do SS w marcu 1938 r. i został przydzielony do pracy w RSHA. Od 1940 roku pełnił służbę jako członek Sipo w Łodzi. Szybko awansował i został komendantem Centrali Przesiedleńczej w Łodzi (UWZ). Była to potężna machina, która stała się kluczowym elementem wysiedleń Polaków w ramach Generalplan Ost. Z łódzkiej centrali wychodziły dyrektywy związane z wysiedleniami w Polsce - niezależnie, czy dotyczyło to tzw. Kraju Warty, Pomorza, Śląska czy Zamojszczyzny. Efektywne działania Krumeya sprawiły, że od 1941 r. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy przekazywał polecenia bezpośrednio jemu, z pominięciem oficjalnej drogi przez Centrum Przesiedleńcze w Poznaniu, któremu formalnie podlegał. Krumey stał na czele UWZ w Łodzi, ale jego zakres obowiązków nie obejmował jedynie przesiedleń. Brał udział w represjonowaniu polskiej ludności głównie w Kraju Warty. Stworzył także wytyczne dotyczące klasyfikowania więźniów w obozach przejściowych - na tych, którzy nadają się do zniemczenia, powinni być skierowani na roboty przymusowe do Niemiec czy w Generalnym Gubernatorstwie, albo na nieprzydatnych Rzeszy. Dla nich Krumey przewidywał wysłanie do obozów koncentracyjnych. Kierowanej przez Krumeya Centrali Przesiedleńczej w Łodzi powierzona została kontrola wszystkich transportów z Gdańska, Prus Zachodnich, Prus Wschodnich, Śląska. W aktach UWZ w Łodzi znajdują się dane, które mówią, że do 20 stycznia 1941 roku z terenów włączonych do Rzeszy wysiedlono ponad ćwierć miliona Polaków. Bezpośrednio jest za to odpowiedzialny Krumey. To także on jest odpowiedzialny za przynajmniej sześć transportów Żydów z Zamościa do Auschwitz. To także Krumey współorganizował transporty łódzkich Żydów do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem oraz deportacje Polaków na Wschód. Z zeznań Adolfa Eichmanna, złożonych podczas procesu w Jerozolimie, wyłania się obraz Krumeya jako jego prawej ręki w organizowaniu zagłady Żydów. Polskie władze, tuż po wojnie, chciały postawić Krumeya przed sądem. Oskarżenie dotyczyło głównie wysiedleń z Kraju Warty. Ekstradycji do Polski udało mu się uniknąć. Krumey działał zza biurka, ale obciążają go podpisane przez niego rozkazy, raporty, wytyczne. To on wprawiał w ruch nazistowską machinę masowych zbrodni. Czy nazwalibyśmy go dziś sprawnym menadżerem nastawionym na wynik? Krumey był pomostem między ideą a czynem. Spoiwem, które miało połączyć twórców Generalplan Ost, z Hansem Ehlichem na czele, z terenowymi wykonawcami planu, takimi jak Artur Schutz. Księga gończa groźnych Polaków W państwie nazistowskim zbrodnie nie wynikają z samowoli. Zbrodnie stanowią istotę tego państwa. Są zaplanowane i przekazane do wykonania. Nie wszystkie zbrodnicze plany istnieją w głowach przywódców nazistowskich Niemiec, czy oddanych im intelektualistów z SS, od początku, od wybuchu wojny, czy nawet od napaści na ZSRR. Plany ewoluują i przybierały coraz bardziej zbrodniczy charakter. Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, Niemcy stworzyli listę Polaków przeznaczonych do zlikwidowania. Była to tzw. księga gończa, która powstała na zlecenie szefa Gestapo Reinharda Heydricha (późniejszego przełożonego Hansa Ehlicha, gdy ten tworzył Generalplan Ost). Lista zawierała 61 tys. nazwisk Polaków, których Rzesza uznała za groźnych. W ramach operacji "Tannenberg" zaledwie w dwa miesiące wymordowano 20 tys. osób z tej listy. Operacja "Tannenberg" jest przykładem Małego Planu, realizowanego zanim w RSHA dopracowano się Generalplanu. Podobnie jak Intelligenzaktion w Poznańskiem, na Śląsku, na Mazowszu, w Łodzi czy na Pomorzu, w ramach której Niemcy wymordowali ok. 40 tys. przedstawicieli polskich elit. W Sonderaktion Lublin eksterminacji poddano 2 tys. osób (w tym wielu duchownych), w Sonderaktion Krakau aresztowano 183 pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej, których wywieziono do obozów koncentracyjnych. W Akcji AB, przeprowadzonej w połowie 1940 r., w wyniku masowych mordów zginęło ponad 3,5 tys. osób spośród czołowych przedstawicieli polskiej inteligencji z Generalnego Gubernatorstwa. A takie miejsca jak Palmiry, Zamek Lubelski, więzienie Montelupich w Krakowie, Jasło, Bliżyn koło Kielc, Firlej - już na zawsze wryły się w pamięć. Akcja przeciwko krakowskim profesorom w listopadzie 1939 r. spotkała się z oburzeniem opinii publicznej w Europie a nawet w III Rzeszy. Większość z aresztowanych naukowców wypuszczono z obozu. Ale przeprowadzając Akcję AB generalny gubernator Hans Frank chełpił się, że tym razem w jej realizacji nie przeszkodzi już opinia publiczna, zajęta w tym czasie niemiecką ofensywą na Zachodzie. Małe Plany wpisywały się w założenia Generalplan Ost. Po najeździe na Związek Radziecki nazistowskie elity nabrały przekonania, że nic nie może im już przeszkodzić w budowie Tysiącletniej Rzeszy. W tej atmosferze Małe Plany spojono z Dużym Planem. Himmler marzył, że fuehrer III Rzeszy pozwoli jego imieniem nazwać Zamość. Dlatego w niedoszłym Himmlerstadt uruchomił poligon Generalplan Ost. Papież volkizmu Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) dzielił się początkowo na sześć, potem na siedem departamentów. Organizacyjnie Centrala Przesiedleńcza w Poznaniu (a także jej oddział w Łodzi) podlegała jego departamentom III i IV. W ramach departamentu III podlegała wydziałowi III B, na czele którego stał Hans Ehlich. W departamencie IV funkcje nadzorcze względem Centrali sprawował wydział IV B na czele z Adolfem Eichmannem. Szef wydziału III B Hans Ehlich występuje się w bezpośredniej korespondencji z Hermannem Krumeyem. Ehlich uchodził za intelektualny autorytet i wybitnego specjalistę. Rozstrzygał wątpliwości dotyczące spraw rasowych i etniczych. 30 stycznia 1940 r. wspólnie z Adolfem Eichmannem zdecydowali, że 160 tys. Polaków i Żydów z terenów Wołynia i Pomorza ma zostać przesiedlonych do Generalnego Gubernatorstwa. Ehlich był też dyrektorem Kuratorium ds. Etnologii i Geografii Regionalnej. Współpracował również z Ahnenerbe, nazistowskim instytutem badawczym, który badaniami naukowymi i artykułami starał się udowodnić wyższość Niemców nad innymi, a także dawał podstawy do eksperymentów na ludziach. W procesach norymberskich szef tego instytutu Wolfram Sievers został skazany na karę śmierci. Pod kierunkiem Ehlicha powstał jeden z ostatecznych wariantów Generalplan Ost. Dokument nie zachował się, ale znany jest z odnoszących się do niego komentarzy, analiz i opinii. Przygotowanie GPO zlecił Ehlichowi Himmler, ale podobne zadanie otrzymał również m.in. prof. Konrad Meyer, specjalista SS od polityki rolnej. Według znanego badacza reżimu nazistowskiego Czesława Madajczyka nazwa Generalplan Ost pojawia się po raz pierwszy w ekspertyzie dr. Erharda Wetzla, który odnosi się do opracowań Ehlicha. Wetzel stwierdza, że już w 1941 r. RSHA (a więc Ehlich) pracowało nad ogólnym planem dla terenów wschodnich. Najważniejszym pracownikiem tego urzędu był Hans Ehlich, który już wówczas podał Wetzlowi liczbę 31 mln "obcoplemieńców" planowanych do wysiedlenia. Dokument stworzony przez Wetzla, który zachował się w archiwach, dowodzi, że to właśnie Hans Ehlich był pierwszym, któremu zlecono opracowanie planu (prof. Meyer z kolei napisał, że zlecono mu opracowanie swojej wersji 15 lipca 1941 r.). Czesław Madajczyk pisze, że "GPO był wstępnym planem hitlerowskich władz bezpieczeństwa (RSHA) (...) GPO Meyera-Hetlinga zawiera raczej kontrolną analizę i rozwinięcie podstawowych założeń". Grupa pod przewodnictwem Ehlicha stworzyła więc plan, do którego uwagi i własne koncepcje dokładali inni naukowcy lub inne ośrodki działające na usługach SS. Ehlich natomiast, w przeciwieństwie do Meyera i twórców innych wariantów, miał również moc sprawczą, aby zlecać i doglądać realizacji poszczególnych elementów planu. To Ehlich odpowiadał, z punktu widzenia planistycznego i logistycznego, za jego wdrożenie. W trakcie całej okupacji, jak wyliczył Czesław Łuczak, Niemcy wysiedlili i wyrugowali ze swojej ziemi i ze swoich domów ok. 1.7 mln Polaków.Tuż przed upadkiem Berlina i klęską III Rzeszy, departament III B RSHA niszczy swoje akta, a części personelu nadaje nową tożsamość. Hans Ehlich, wraz z innymi wysokimi urzędnikami Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), ewakuuje się na północ kraju, do nietkniętego działaniami zbrojnymi Flensburga. Po śmierci Hitlera ulokował się tam prowizoryczny rząd Rzeszy kierowany przez admirała Karla Doenitza. Ehlich otrzymuje przydział do biura prasowego. Początkowo zdoła uniknąć aresztowania, ale w lipcu 1945 r. zostaje zatrzymany przez Brytyjczyków i trafia do obozu dla internowanych w Fallingsbostel w Dolnej Saksonii. Tam po raz pierwszy i, jak się okazuje, po raz ostatni staje przed sądem w charakterze oskarżonego. Ehlichowi, jak i tysiącom innych internowanych w brytyjskiej strefie okupacyjnej, zarzucono przynależność do SS (a konkretnie do Służby Bezpieczeństwa - SD), czyli organizacji uznanych przez Trybunał w Norymberdze za zbrodnicze. W akcie oskarżenia czytamy, że Ehlich musiał wiedzieć o morderstwach i czystkach etnicznych na Wschodzie. Musiał wiedzieć o germanizacji, o zmuszaniu do pracy przymusowej, o istnieniu obozów koncentracyjnych, zagładzie Żydów, o programie eutanazji czy masowych zbrodniach popełnianych przez grupy operacyjne SS i Gestapo. Sąd potraktował jednak "papieża volkizmu" dość łagodnie, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy z roli, jaką oskarżony odegrał w przygotowywaniu Generalnego Planu Wschodniego. 7 października 1948 roku Ehlicha skazano na rok i dziewięć miesięcy więzienia, przy czym, jak w zdecydowanej większości podobnych przypadków, na poczet kary zaliczono mu internowanie, co oznaczało, że od razu mógł wyjść na wolność. W uzasadnieniu wyroku czytamy, że Ehlich co prawda bardzo dużo wiedział o tym, co dzieje się na Wschodzie, to jednak "nie brał udziału ani wykonawczo, ani planistycznie w zbrodniczych działaniach". Za okoliczność łagodzącą uznano też kooperatywną postawę oskarżonego podczas rozprawy i jego "dobry charakter". Hans Ehlich, człowiek wykształcony, z doktoratem, znający język angielski, musiał zrobić na sądzie dobre wrażenie. Zmylenie prowizorycznego sądu przy obozie internowanych, rozpatrującego hurtowo tysiące podobnych przypadków, zapewne nie było dla Ehlicha trudnym zadaniem, zwłaszcza, że kilkanaście miesięcy wcześniej z powodzeniem zamydlił już oczy, dysponującym potężniejszym aparatem dochodzeniowym i żądnym nazistowskich głów, amerykańskim prokuratorom Trybunału w Norymberdze. Ehlich zeznawał przed Trybunałem jedynie w charakterze świadka w procesach innych wysokich rangą esesmanów z RSHA. Analizując złożone wówczas przez Ehlicha zeznania, francuski historyk Christian Ingrao pisze, że "Ehlich, który był jednym z najbardziej prominentnych szefów SD i co za tym idzie - godnym podziwu znawcą labiryntu nazistowskich instytucji, dokłada szczególnych starań, żeby uczynić go w swoich opisach tak skomplikowanym, jak to tylko możliwe". Ehlich z premedytacją miesza fakty dotyczące Generalplan Ost i organizacji pracy w RSHA, podaje fałszywe daty, po to, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność za przygotowanie planu, a także usunąć się z kręgu osób mających jakikolwiek związek z eksterminacją ludności. Nie chodziło zresztą tylko o krycie siebie, ale też współpracowników z RSHA. O tym jak w praktyce wyglądała w Norymberdze i w późniejszych procesach operacja "ręka rękę myje" świadczą zachowane w archiwach, złożone pod przysięgą oświadczenia wysokich rangą esesmanów, dotyczące samego Ehlicha. Wyłania się z nich obraz wręcz krystalicznego człowieka, który brzydził się nazizmem i teoriami rasowymi, a wręcz z nimi walczył. Kierownik wydziału III C w RSHA Wilhelm Sprengler zapewniał w listopadzie 1947 r., że "Ehlich nie hołdował szowinistycznemu pojęciu narodu ani rasowemu szaleństwu, rozumianemu jako to, że na czele wszystkich ludzi stoi rasa nordycka, a wszyscy inni są mało wartościowi. Występował przeciwko takim demagogicznym, prymitywnym stwierdzeniom (...) W swojej pracy dr Ehlich częściowo ostro krytykował szowinistyczne działanie niektórych niemieckich ośrodków na terenach okupowanych". W tym samym dokumencie Sprengler przekonuje też, że Ehlich "w żadnym przypadku nie wspierał nazistowskich rządów terroru na terenach okupowanych, wręcz przeciwnie. Walczył o korekty popełnianych przez nazistów błędów". Laurkę Ehlichowi wystawił też emerytowany generał Waffen SS Gottfried Klingemann zapewniający, że "Ehlich nie był rasistą, walczył ze złymi tendencjami w partii i kraju". Można przypuszczać, że premedytacja w rozmywaniu winy wydziału III B, połączona z pozytywnymi opiniami od współpracowników, a wsparta jeszcze erudycją i inteligencją Ehlicha, pozwoliły mu prześliznąć się przez norymberskie sito, a potem 28 czerwca 1949 r. przejść procedurę denazyfikacyjną. Ehlicha zakwalifikowano go kategorii III - osób, które wydatnie wspomagały nazizm, ale nie do kategorii sprawców. Ehlichowi zakazano na dwa lata prowadzenia praktyki lekarskiej. Na tym, i wcześniejszym internowaniu, kończy się katalog poniesionych przez niego kar. Cichy, szanowany lekarz Artur Schutz, zwyrodnialec z zamojskiego obozu przejściowego, został zabity w Cannes 21 września 1943 roku. Nie wiadomo co tam robił, bo formalnie był wówczas komendantem obozu w Zwierzyńcu. W piśmie podpisanym przez Adolfa Eichmanna czytamy, że Schutz zginął w walce o "wielką Rzeszę". Eichmann prosi, by odszukać w Łodzi żonę i rodziców Schutza i przekazać im tę wiadomość w sposób bardzo delikatny. W teczce z dokumentami złowrogiego komendanta "Ne" znajdują się nieopisane fotografie, które prawdopodobnie pochodzą z jego pogrzebu. Widnieją na nich niemieccy oficerowie z wieńcami, a pogrzeb został wyprawiony z honorami. Hermann Krumey uniknął deportacji do Polski, bo pod koniec wojny miał pomóc w uratowaniu 21 tysięcy węgierskich Żydów. Pierwszy raz został aresztowany w kwietniu 1957 r., a ponownie w 1960 r. W 1965 r. sąd we Frankfurcie nad Menem skazał go na karę pięciu lat ciężkich robót, ale po apelacjach wyrok zaczął obowiązywać dopiero od 1973 r. i Krumey w końcu trafił do więzienia. Zmarł w 1981 r., a na krótko przed śmiercią wyszedł na wolność z uwagi na zły stan zdrowia. Przeżył 76 lat, zdecydowaną większość na wolności. Po denazyfikacji i upływie zakazu praktykowania, Hans Ehlich osiadł w Brunszwiku w Dolnej Saksonii. Znowu otworzył praktykę lekarską. W latach siedemdziesiątych mieszkał w domku z ogródkiem w spokojnej dzielnicy Brunszwiku, tuż nad zielonym brzegiem rzeki Oker. Ostatnie lata życia spędził w skromnym mieszkaniu w czteropiętrowym bloku na jednym z niczym nie wyróżniających się osiedli. Zmarł w roku swoich 90 urodzin - w 1991 r. - Mieszkał tu, na parterze - mówi jeden z sąsiadów, którego pytamy na podwórku o doktora Ehlicha. Starszy mężczyzna wspomina go jako bardzo spokojnego, cichego, unikającego kontaktów człowieka. - Witaliśmy się na klatce, ale to wszystko. Był wycofany, nie angażował się w życie wspólnoty mieszkaniowej, raczej nie był odwiedzany - mówi. Mężczyzna wie, że jego niegdysiejszy sąsiad był wysokim rangą nazistą, choć, jak twierdzi, nigdy się o tym głośno nie mówiło. Jak wspomina, Ehlich nie pasował do obrazu, jaki ma się przed oczami myśląc o architektach zbrodni Trzeciej Rzeszy. - Niski, cichy, nie sprawiał wrażenia, jakby był kimś ważnym, nie zadzierał nosa - mówi. Praktykę lekarską Ehlich prowadził aż do lat osiemdziesiątych, długo po osiągnięciu wieku emerytalnego, pozostając szanowanym, choć raczej unikającym publicznych sytuacji obywatelem miasta. Po Hansie Ehlichu w Brunszwiku zostało niewiele śladów. Nie istnieje gabinet lekarski, w którym przyjmował pacjentów przez ponad 20 lat. Lokalna Izba Lekarska nie ma, albo nie chce mieć żadnych informacji na jego temat. Nasze pytanie w tej sprawie pozostaje bez odpowiedzi. Kilka dokumentów o Ehlichu zachowało się w lokalnym archiwum, niektóre dość świeżej daty. Okazuje się, że w 1988 r. zbliżającym się do dziewięćdziesiątki Ehlichem interesowała się Centrala Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu. Jej prokuratorzy natknęli się na nowe dokumenty w sprawie masakry mieszkańców czeskich Lidic dokonanej przez Niemców w czerwcu 1942 r., po zamachu na szefa RSHA Reinharda Heydricha. W tym kontekście pojawiło się także nazwisko Ehlicha. W 1991 r. rozpoczęto postępowanie sprawdzające. Śledczy z Ludwigsburga zaczęli wypytywać w prokuraturze w Brunszwiku o Ehlicha. Postępowanie zostało jednak umorzone, bo - Hans Ehlich zmarł kilka miesięcy wcześniej. Aż do śmierci "W 1945r. miałem już 11 lat, ale moje przeżycia nie pozwalały mi już być dzieckiem pod względem psychicznym, wojna odcisnęła swoje piętno na mojej psychice" - pisał we wspomnieniach z 1987 roku Adolf Boczkowski. - Gdy miałem już 18 lat i słyszałem nadlatujący samolot, to zawsze musiałem schować się pod jakimś drzewem lub za murkiem. Bałem się, że spadną bomby. To uczucie pozostało we mnie długo. A to, co przeżyłem w obozie, siedzi we mnie bardzo głęboko - wspomina w rozmowie z nami Ryszard Szpyrko, jeden z wysiedlonych w Aktion Zamosc. Elżbieta Malicka opowiada o traumie ciągnącej się za wysiedlonymi przez całe życie: - Po przymusowej pracy w Niemczech wróciliśmy do Polski. Po latach spotkaliśmy naszą matkę, która też w trakcie wojny została wysiedlona do Niemiec. Mieszkaliśmy w Rzeszy od siebie kilkanaście kilometrów, ale nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu... Nie zapomnę, jak mocno wtuliłam się w ramiona mamy. Wojna i praca w fabryce nawozów ją wyniszczyły. Niedługo potem zmarła. Znów straciłam matkę, tym razem na zawsze. Tego czasu nikt mi nie odda. Wszyscy byli dziećmi. Wszyscy widzieli wynoszone z baraków trupy. Każdy z nich stracił kogoś bliskiego lub znajomego. Pamiętają zapach bydlęcego wagonu. Pamiętać będą aż do śmierci. Łukasz Szpyrka, Interia Wojciech Szymański, Deutsche Welle Źródła: Biuletyn Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego, Nr 3 (30), Rok 9 (1971). Instytut Pamięci Narodowej, akta o sygn. GK 164/2320, GK 164/1284 t.2, BU 3051/195, BU 2535/1071, GK 69/152, GK 69/329. Jaczyńska Agnieszka, Aktion Zamość, dostęp z polska1918-89.pl. Jasiński Janusz, Pamiętać o Zamojszczyźnie 1939-1944 [w:] Echa Przeszłości 7, ss. 207-232, 2006. Kozaczyńska Beata, Losy dzieci z Zamojszczyzny wysiedlonych do powiatu siedleckiego w latach 1943-1945, Siedlce 2006. Kozaczyńska Beata, Nie było kiedy płakać. Losy rodzin polskich wysiedlonych z Zamojszczyzny 1942-1943, Siedlce 2014. Ługowski Bartłomiej, Struktura i działalność niemieckiego aparatu wysiedleńczego na Zamojszczyźnie, Studia Iuridica Lublinensia vol. XXVI, 3, 2017. Madajczyk Czesław, Generalna Gubernia w planach hitlerowskich, Warszawa 1961. Mańkowski Zygmunt, Między Wisłą a Bugiem 1939-1944, Lublin 1978. Relacje świadków ze zbiorów Teatru NN w Lublinie; wspomnienia Adolfa Boczkowskiego "A jaka jest twoja narodowość". Rudawski Bogumił, Generalny Plan Wschodni, Archiwum Instytutu Zachodniego, Poznań, Nr 14/2017. Szopiński Lech, Mircze. Dzieje dalekie i bliskie, Zamość-Mircze 2008. Węcławik Zygmunt, Kronika Skierbieszowa w zapoczątkowaniu, Szczecin 1994. Zamojszczyzna - Sonderlaboratorium SS. Zbiór dokumentów polskich i niemieckich z okresu okupacji hitlerowskiej, t. 2, red. Cz. Madajczyk, Warszawa 1979. ZOBACZ RÓWNIEŻ "Zbrodnia bez kary" w serwisie specjalnym Deutsche Welle i Wirtualnej Polsce Zginęli, bo ratowali Żydów. Brutalne morderstwo rodziny Ulmów Wilhelm Koppe. Zbrodniarz, który ukrył się w fabryce czekolady IPN wszczyna śledztwo w sprawie centralnego obozu aborcyjnego "Co u pana słychać?" Kąkolewski nie odpuścił hitlerowcom Esesman z pierwszej ławki. Josef Mengele, prymus z Auschwitz Kiedy lekarze byli mordercami. Elisabeth Hecker i dzieci z Lublińca Horst Pilarzik. Postrach krakowskiego getta Hans Krueger. "Morderca w białych rękawiczkach" "Lekarz Hitlera", Kurt Blome Wrzesień 1939: Niewidzialna broń, która sprzyjała likwidacji Polaków Strażniczka z Majdanka: "Nic nie widziałam" "Do widzenia w niebie". Likwidacja szpitala w Kobierzynie Należał do "rasy panów". Był w swoim żywiole Peter Grubbe, czyli Claus Volkmann. Podwójne życie lewicowego dziennikarza Jakob Loelgen - kat Bydgoszczy. Po wojnie robił karierę w Niemczech Firma Topf & Soehne "zawsze do usług". Przedsiębiorcy bez moralności "Tatuś kanalia". Po niemiecku "Vati Schweinehund" "Zaczęło się. Jest wojna". Dziennik bojowy por. Kurta Hartmanna 1 września 1939 r., Wieluń. Masakra na bezbronnym mieście Germanizacja Łodzi. Werner Ventzki i jego Litzmannstadt Czaszki Polaków i Żydów oferuję po umówionej cenie Pierwsza zbrodnia II wojny. Alfred Naujocks i prowokacja gliwicka Bezkarni naziści w powojennej RFN. "Amnezja i brak empatii dla ofiar"