Demonstranci wdarli się na salę wykładową i zmusili organizatorów do przerwania spotkania. Do akcji wkroczyła policja, która usunęła demonstrantów i zablokowała wejścia. Mimo okrzyków i gwizdów Lech Kaczyński zaczął wykład pod tytułem "Solidarna Europa". Kaczyński oświadczył, że nie zamierza prześladować homoseksualistów i utrudniać im udziału w życiu społecznym. Ocenił jednak, że nie ma powodu, by krzewić postawy homoseksualne, "bo gdyby one zwyciężyły, ród ludzki wyginąłby". Lech Kaczyński opowiedział się podczas wykładu przeciwko Traktatowi Konstytucyjnemu UE w jego obecnym kształcie. Zdaniem prezydenta, w dokumencie tym są rozwiązania, które powodowałyby, że "Europa Traktatu Konstytucyjnego byłaby Europą quasi-państwową, a na to jeszcze nie czas". Kaczyński ocenił, że Unia powinna iść w kierunku silnego związku państw narodowych. Polska jest gotowa w nim uczestniczyć - dodał. Zdaniem prezydenta, nie ulega wątpliwości, że UE potrzebuje nowego traktatu - można go nazwać konstytucyjnym. Inaczej osiąga się porozumienie w gronie sześciu państw, które zakładały Unię, a inaczej w gronie 25 państw, a niebawem 27. - Musimy szukać rozwiązań, które usprawnią działanie UE, nadadzą jej nową dynamikę i pozwolą na wiele wspólnych przedsięwzięć -powiedział Lech Kaczyński. Odpowiadając na pytanie jednego ze słuchaczy o zbliżające się wybory prezydenckie na Białorusi, Lech Kaczyński zapowiedział, że Polska będzie popierać opozycję białoruską. - Mamy takie zamiary i pieniądze - powiedział. Nie można jednak liczyć na to, że sytuacja na Białorusi zmieni się w ciągu roku. Na sukces trzeba będzie poczekać kilka lat - ocenił prezydent. Jego zdaniem, wynik wyborów prezydenckich na Białorusi jest raczej do przewidzenia. Incydent z gejami psuje nieco obraz kończącej się dziś wizyty Kaczyńskiego w Niemczech. W środę przebiegała ona bardzo dobrze. Nie obyło się co prawda bez gafy, ale pojawiła się szansa na porozumienie w sprawie Centrum przeciw Wypędzeniom. Niemieccy politycy i dziennikarze zapatrywali się na tę wizytę sceptycznie. Lech Kaczyński uchodzi w Niemczech za polityka antyeuropejskiego i germanofoba. - Przybywam do Niemiec 61 lat po zakończeniu wojny i czas zamknąć pewne sprawy - zadeklarował sam Kaczyński przed spotkaniem z kanclerz Angelą Merkel. Według relacji "Gazety Wyborczej", zaczęło się od gafy. Kaczyński i Merkel stanęli przed fotoreporterami, ale dłoń wyciągnięta przez panią kanclerz zawisła w próżni. - Shake hand - szepnęła dwukrotnie Merkel Kaczyńskiemu, ale on tylko szerzej się uśmiechnął. Gafę spostrzegł po chwili, ale fotoreporterzy byli szybsi. Potem było już lepiej. - Pan prezydent miał świetną rozmowę z panią kanclerz - powiedział "GW" Maciej Łopiński, rzecznik Kaczyńskiego. - Okazuje się, że we wszystkich kwestiach spornych możemy prowadzić dialog. Pani kanclerz deklarowała, że nie popiera koncepcji Eriki Steinbach, a kwestie związane z gazociągiem omawia polsko-niemiecki zespół ekspertów oświadczył rzecznik. Jeszcze bardziej udane były rozmowy z prezydentem Horstem Köhlerem. - Zgodziliśmy się, że podstawą upamiętnienia wypędzeń będzie gdańska deklaracja prezydentów Johannesa Raua i Aleksandra Kwaśniewskiego - powiedział Köhler. A w Gdańsku w 2002 roku prezydenci Polski i Niemiec uzgodnili, że powstanie europejska sieć "Pamięć i Solidarność", która obiektywnie przedstawi dramaty wypędzonych z krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Lech Kaczyński, początkowo spięty, rozluźnił się i w rozmowie z Köhlerem przeszedł na tematy sportowe. Köhler zaprosił go na mecz Polska - Niemcy na mistrzostwach świata. - Muszę pana ostrzec, że zawsze jak jestem na meczu, to nasi wygrywają - odpowiedział Kaczyński.