Oświadczyła także, że mimo ograniczenia przez Rosjan tranzytu gazu przez Ukrainę do państw Unii Europejskiej, jego przesył jest utrzymywany z ukraińskich zapasów tego paliwa. "Według informacji Naftohazu 2 stycznia 2009 r. na rumuńskim odcinku (gazociągu) dostawy gazu zostały zwiększone o 100 tys. m. sześc. na dobę, a na węgierskim odcinku o 1,8 mln m sześc. na dobę, na co wykorzystano zasoby z własnych zapasów Ukrainy" - czytamy w komunikacie. "Według stanu na 2 stycznia o godzinie 12.00 Naftohaz otrzymywał na granicy ukraińsko-rosyjskiej 305,5 mln m. sześc. gazu na dobę. W tym samym czasie partnerom zachodnim przesłano 319,3 mln. sześc. gazu na dobę, czyli o 13,8 mln m. sześc. więcej, niż uzyskano od Gazpromu" - napisała ukraińska spółka. Biorąc pod uwagę te dane Naftohaz uznał oświadczenia Gazpromu o nielegalnym pobieraniu przez Ukrainę gazu przeznaczonego dla odbiorców w Unii Europejskiej za "czystą prowokację, która nie ma żadnych podstaw". "Takie działania są zamierzoną kampanią, której celem jest dyskredytacja Naftohazu Ukrainy jako solidnego partnera, oraz Ukrainy jako państwa" - podkreślono w komunikacie. Naftohaz zadeklarował jednocześnie, że gotów jest udzielić zainteresowanym stronom wszelkich informacji, dotyczących dostaw rosyjskiego gazu do państw UE. Ukraińska spółka uważa ponadto, że do wstrzymania dostaw gazu dla Ukrainy i naruszenia tranzytu błękitnego paliwa do Europy Zachodniej doszło z winy Gazpromu, "który nie jest w stanie prowadzić rozmów na zasadach partnerskich". Naftohaz zaznaczył, że takie stanowisko Gazpromu "przeczy światowej praktyce prowadzenia negocjacji, zasadom biznesowym oraz przypomina praktyki szantażu energetycznego i nacisków gospodarczych". Ukraińcy zaapelowali do Gazpromu o "wstrzymanie histerii informacyjnej, rozpętanej w rosyjskich mediach" i o powrót do konstruktywnego dialogu w sprawie umów gazowych z Ukrainą w bieżącym roku oraz tranzytu gazu przez Ukrainę do państw UE.