Napastnicy wtargnęli do biura agencji, gdy zauważyli, jak jeden z dziennikarzy filmuje z okna wysokiego budynku, w którym znajduje się biuro, przebieg wiecu na rzecz pojednania między radykalnym Hamasem rządzącym w Strefie Gazy i umiarkowanym Fatahem prezydenta Mahmuda Abbasa, kontrolującym Zachodni Brzeg Jordanu. Napadnięci dziennikarze, jak podaje Reuters, są Palestyńczykami. Ta sama grupa napastników wdarła się do znajdujących się w pobliżu biur amerykańskiej telewizji CNN i japońskiej NHK, zabierając kasety wideo z przebiegu wiecu. Mężczyźni przedstawiali się jako funkcjonariusze służby bezpieczeństwa Hamasu, ale nie okazali żadnych dokumentów. Minister spraw wewnętrznych z ramienia Hamasu, Fathi Hammad, u którego interweniowało kierownictwo Reutersa, potępił opisane wyżej akty przemocy i zapewnił, że napastnicy nie byli funkcjonariuszami państwowymi. "Aresztowaliśmy niektórych spośród nich i przesłuchujemy ich, aby stwierdzić w czyim działali imieniu" - zapewnił minister. Poleciliśmy służbie bezpieczeństwa, aby traktowała dziennikarzy z szacunkiem i zapobiegała napaściom na dziennikarzy" - dodał Hammad. Po ataku na biuro Reutersa ponad stu palestyńskich dziennikarzy zorganizowało protest siedzący na jednej z ulic Gazy, aby potępić przemoc wobec pracowników mediów. Domagali się przeprowadzenia dokładnego śledztwa. Był to w ciągu ostatnich kilku dni drugi atak na dziennikarzy w Strefie Gazy. Świadkowie twierdzą, że członkowie sił bezpieczeństwa bili fotografów i operatorów, którzy próbowali fotografować i filmować inny wiec jedności zorganizowany przez mieszkańców Gazy. Te akty przemocy energicznie potępiło 15 marca Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej zrzeszające dziennikarzy pracujących w Izraelu i na terytoriach palestyńskich. Hamas odrzucił oskarżenia skierowane pod jego adresem. Oświadczył, że akty przemocy wobec dziennikarzy są dziełem "rozmaitych grup młodzieżowych".