Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski nie dotarli do pierwszego przed szczytem obozu IV. Zostali uznani za zaginionych. W bazie jest już Adam Bielecki. Czwarty z polskich himalaistów, który brał udział w pierwszym zimowym wejściu na 12. szczyt świata, Artur Małek, rozpoczął schodzenie z obozu IV. Tam razem z pakistańskim himalaistą Karimem Hayyatem, który wyruszył na poszukiwanie Polaków, wypatrywali zaginionych. Polecenie powrotu do bazy wydał im wieczorem kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki. Podczas zejścia ze szczytu Tomasz Kowalski zgłosił przez radio Wielickiemu trudności z oddychaniem i ogólne osłabienie. W czasie schodzenia z wierzchołka Broad Peak przewrócił się i odpiął mu się rak. Podczas ostatniej łączności radiowej wczoraj wczesnym rankiem mówił o trudnościach z jego zapięciem. Od tego czasu nie było kontaktu z himalaistami. Wiadomo, że schodzili bardzo wolno. Droga, która powinna zająć im godzinę, pochłonęła osiem. Zdaniem ekspertów z każdą minutą maleją szanse na odnalezienie polskich wspinaczy żywych. Leszek Cichy, pierwszy zdobywca Mount Everest zimą, tłumaczył w radiowej Jedynce, że w miejscu Broad Peak, w którym zaginęli wspinacze, jest dobra widoczność. Himalaista podkreśla, że jeżeli nikogo nie zauważono w miejscu zaginięcia przez cały dzień - prawdopodobnie nikogo już tam nie ma. Polscy wspinacze zdobyli liczący 8051 metrów przedwczoraj późnym popołudniem. Schodzenie musieli rozpocząć w nocy.