O Edwardzie Ś. było już głośno w listopadzie 1998 roku. Przed ogłoszeniem wyroku w jednej z jego spraw w toruńskim sądzie doszło do strzelaniny. Mówiło się, że podczas gdy "Tato" siedział w areszcie, o schedę po gangsterze walczyli jego kompani. Edward Ś. to także negatywny bohater tzw. afery węglowej. "Tato" i jego ludzie wyłudzili w całym kraju towary - głównie miał węglowy - na prawie półtora mln zł, a próbowali wyłudzić kolejne dwa miliony. Schemat działania był następujący: ludzie "Taty" zakładali spółki, które zamawiały od różnych firm towary na przedłużony termin płatności. Do zapłaty nigdy jednak nie dochodziło. Był to głównie miał węglowy, ale zdarzały się również materiały budowlane a nawet gaśnice. Spółki cały towar fikcyjnie odsprzedawały Edwardowi Ś. i szybko likwidowały swoją działalność. "Tato" sprzedawał towar trochę taniej niż cena rynkowa i tym sposobem interes się kręcił. Jednak podobnie jak w innym procesie "Taty", który toczył się przed sądem w Gdańsku, sędziowie w Toruniu nie znaleźli dowodów na to, że "Tato" przewodził zorganizowanej grupie przestępczej. Sąd skazał wtedy 16 wspólników "Taty" - prawie wszyscy otrzymali kilkuletnie wyroki więzienia i kary grzywny. W maju toruński sąd skazał Edwarda Ś. na 7 lat więzienia. Po wyroku "Tato" nie trafił jednak za kratki, mimo że był obecny na rozprawie, odpowiadając z wolnej stopy. Tuż przed ogłoszeniem wyroku wyszedł z sądu i od tamtej pory słuch o nim zaginął. To właśnie z Edwardem Ś. miał się przyjaźnić toruński sędzia Zbigniew W. Jego sprawa ciągle jest rozpatrywana przez gdańską prokuraturę.