Jowita Kiwnik Pargana: Komisja Europejska przedstawiła propozycję unijnego funduszu na odbudowę gospodarki po koronakryzysie w wysokości 750 mld euro. To dobry projekt? Radosław Sikorski: - To bardzo dobrze, że Komisja zaproponowała fundusz, bo to jest sposób na przywrócenie popytu i wzmożenie gospodarek, zwłaszcza na południu Europy najmocniej dotkniętym przez pandemię. Dobrze też, że mają to być programy transformacyjne, czyli nie pieniądze na "przejedzenie", tylko środki na odbudowę i modernizację. Cieszę się, że polski rząd te fundusze popiera i chce, żeby Polska z nich skorzystała. Tylko pamiętajmy, że to nie będą przelewy na konto polskiego rządu w NBP, tylko fundusze obwarowane pewnymi warunkami. Już wiadomo, że pierwszym warunkiem będzie przyjęcie Zielonego Ładu, który ja obiektywnie uważam za dobry projekt. Polsce miałaby przypaść imponująca kwota ponad 63 mld euro. - To akurat jest trochę zaskakujące, bo przecież plan odbudowy musi być proporcjonalny do strat, jakie - zgodnie z przewidywaniami Komisji Europejskiej - poniosą poszczególne państwa. Dlatego chciałbym zrozumieć logikę tej alokacji i czy przypadkiem nie oznacza to, że KE spodziewa się, że polska gospodarka będzie ciężej dotknięta nadchodzącą recesją, niż to się obecnie wydaje. Co ciekawe, mój konkurent w regionie, czyli europoseł Kosma Złotowski przestrzegł partię rządzącą przed Funduszem Odbudowy sugerując, że jest to być może krok w kierunku federalizacji Unii Europejskiej. Uważam, że jest coś na rzeczy, bo faktycznie, jeżeli zamierzamy wydać 750 mld euro, a gwarancją zwrotu tych środków ma być budżet europejski i fundusze własne UE, to może nie jest to małżeństwo, ale jest to wzięcie wspólnej pożyczki na dom. Różnica między nami jest taka, że poseł Złotowski się tego boi, a ja uważam, że to świetnie. Wspominał Pan wcześniej o nowych warunkach przyznawania funduszy. Jednym z nich mogą być plany Komisji odnośnie powiązania unijnych pieniędzy z przestrzeganiem praworządności. To realne ryzyko? - Owszem. Rząd PiS igrał z praworządnością, a teraz może się okazać, że Polska dostanie mniej unijnych funduszy, niż mogłaby dostać, bo dla rządu wzięcie pod but sędziów było ważniejsze. Tu też wychodzi to, przed czym przestrzegaliśmy rządzących przez tyle lat. Długo mogło im się wydawać, że to nie jest ważne, czy nas chwalą w Unii, że to bez znaczenia, czy nas włączają w proces decyzyjny, czy nie, bo co nam mogą zrobić? Aż przyszedł ten gigantyczny fundusz i okazało się, że ci, którzy są przy stole określają warunki, a ci, którzy są w kącie, są biorcami tych reguł. Parlament Europejski poparłby takie rozwiązanie? - Sądząc po rozkładzie opinii w Parlamencie, jestem pewny, że tak. Bo niby dlaczego miałby nie poprzeć? Polska miałaby szansę zyskać trzy ważne elementy: praworządność, dodatkowe środki i szansę na transformację gospodarczą. Wszystkie trzy są w polskim interesie. Tymczasem większość obietnic wyborczych prezydenta Dudy oparta jest na środkach unijnych. Rzecznik PiS Radosław Fogiel powiedział wprost, że "Plan Dudy" zostanie w większości sfinansowany z nowego Funduszu Odbudowy. - To od początku jest absurdalne, bo oparte na założeniu, że w Polsce rządzi prezydent. I, że wobec tego prezydent albo kandydat na prezydenta musi mieć program wydatków. Ja chciałbym poinformować, że w Polsce prezydent nie rządzi, nie jest szefem władzy wykonawczej, jest głową państwa, ale nie szefem rządu. Dlatego nie rozumiem, dlaczego prezydent obiecuje rzeczy, za które nie odpowiada. Jest powiązany z partią rządzącą... - To niech partia rządząca składa obietnice, nie on. Prezydent w Polsce ma wpływ na politykę obronną i zagraniczną. Niech więc działa w tych dziedzinach. A jest co robić. Jak dotąd prezydent dwa razy mianował ministrem obrony Antoniego Macierewicza, który tylko osłabił polską obronność. A jak wygląda polska polityka zagraniczna, to właśnie się dowiedzieliśmy: to "jedynki" w głównych mediach światowych za skandaliczne wypowiedzi o LGBT. Tego nie da się potem zniwelować milionami wydanymi na sponsorowane artykuły w New Jork Timesie w stylu nigeryjskiego ministra ropy naftowej. To jest prowincjonalne, amatorskie i przeciwskuteczne. Po słowach prezydenta o LGBT, były premier Belgii Elio Di Ruppo zaproponował, żeby uzależnić dostęp od unijnych pieniędzy nie tylko od stanu praworządności, ale także od przestrzegania praw człowieka. - To - jakby to powiedział klasyk - dyplomatyczna "hakatumba". Wypowiedź prezydenta Dudy wywołała tsunami krytyki w Europie i nawet w Stanach Zjednoczonych. Swoją drogą ciekaw jestem reakcji Richarda Grenell’a, byłego ambasadora USA w Niemczech, który teraz jest najbliższym współpracownikiem Donalda Trumpa w dziedzinie bezpieczeństwa i który jest zdeklarowanych gejem. Ciekaw jestem, jak po tych słowach wzrosła jego sympatia do Polski i do planów wzmocnienia polskiej obronności? Podobno Waszyngton już interweniował. - Dlatego informuję kolegów z PiS, że ich "mądrości" o LGBT może brzmią mobilizująco w niektórych polskich gminach, ale już na Zachodzie brzmią jak nienawistny obciach. I tak też są postrzegane przez zagranicę, która cytuje pana prezydenta prawidłowo. Tu nie ma co obwiniać dziennikarzy. Grupa europosłów zaapelowała do Komisji Europejskiej, żeby projekty sfinansowane z pieniędzy Funduszu Odbudowy zostały wyraźnie oznaczone jako unijne. Nie chcą, żeby ktoś bezpodstawnie podpisywał się pod inwestycjami zrealizowanymi dzięki Unii. Słusznie? - Jak najbardziej. W Polsce już mamy zjawisko, że np. marszałkowie chwalą się różnymi inwestycjami mówiąc, że to dzięki polityce partii i rządu. To samo swego czasu robili brytyjscy eurofobowie - fałszowali pochodzenie środków i przemilczali, że były one z Unii. Na toczącej się właśnie sesji plenarnej poruszony zostanie temat otwarcia granic i przywrócenia podróży na terytorium Unii. - Zacznijmy od tego, że skandalem było to, że Polska zamknęła na początku granice bez uzgodnienia tego z resztą strefy Schengen. Tym samym zachowała się samolubnie, nacjonalistycznie i głupio, tworząc przez tydzień gigantyczne kolejki na granicach i zagrożenie epidemiologiczne. A przecież nie do tego się zobowiązaliśmy podpisując traktaty - od tego mamy grupę Schengen i rozmaite gremia, żeby podejmować decyzje wspólnie i żeby robić to w sposób rozsądny. Rozmawiała Jowita Kiwnik Pargana