Fuecks: Rzekomy rozłam Ukrainy jest mitem
Ukraina znajduje się w stanie niewypowiedzianej wojny - uważa Ralf Fuecks z zarządu Fundacji im. Heinricha Boella. Pomimo krytycznego stosunku do rządu w Kijowie, większość mieszkańców opowiada się za jednością kraju.
DW: W ciągu ostatnich tygodni był pan parę razy na Ukrainie. Jak dalekie nastąpiły tam zmiany?
Ralf Fuecks: - Oczywiście. Obserwujemy poważne zaostrzenie sytuacji. Z jednej strony mam na myśli nasilenie się starć zbrojnych i groźnych konfliktów na wschodzie Ukrainy, z drugiej zaś nastroje wśród mieszkańców, z którymi nie raz rozmawialiśmy w minionych miesiącach. Ten kraj faktycznie znajduje się w stanie niewypowiedzianej wojny. To fakt: teraz nawet wykładowczynie na wyższych uczelniach, o na wskroś pacyfistycznym nastawieniu, zastanawiają się w Charkowie, w jaki sposób można by zorganizować obronę miasta.
Przez ile filtrów przechodzą informacje, które pan otrzymuje? A może filtrowanie informacji polega na tym, że dany punkt widzenia uzależniony jest od tego, z kim się akurat rozmawia?
- Jesteśmy w kontakcie z grupami stanowiącymi bardzo szerokie spektrum społeczeństwa: od oficjalnych władz i pracowników różnych resortów po organizacje pozarządowe, ekologiczne, kobiece i do spraw ochrony praw człowieka, z którymi współpracujemy od wielu lat. Uważam, że mamy dzięki temu stosunkowo obiektywny obraz sytuacji.
Czy wierzy pan jeszcze w to, że obie części kraju, które jak na to wygląda, bardzo się między sobą różnią, mają szansę dojść do porozumienia? A może jest już na to za późno?
-Ten rzekomy rozłam Ukrainy na proeuropejski zachód i prorosyjski wschód jest mitem. Byłem zarówno w Doniecku jak i Charkowie. Z moich rozmów wynika, że większa część społeczeństwa obywatelskiego bezwzględnie opowiada się za utrzymaniem jedności kraju. Ci ludzie w żadnym wypadku nie chcą się dostać w ręce Putina. Ale nie da się ukryć, że są oni też krytycznie ustosunkowani do rządu w Kijowie.(...)
- Sam wschód Ukrainy wcale nie jest homogeniczny pod względem polityczno-kulturalnym. (...) Z wszystkich ankiet, przeprowadzonych na tym terenie wynika, że gros mieszkańców opowiada się za zachowaniem jedności i integralności Ukrainy, natomiast za przyłączeniem do Rosji optuje maksymalnie 10-15 procent społeczeństwa. (...) Demonstracje na ulicach miast wschodniej Ukrainy przeciwko siłom separatystycznym nie jest obecnie możliwe, ponieważ wszelkie wiece są natychmiast tłumione przez separatystów przy użyciu metalowych prętów i kijów baseballowych.
Ale przywódcy w Kijowie sami też doprowadzili do zaostrzenia sytuacji w związku z ustawą o zasadach państwowej polityki językowej. Jeśli już nie podział, to może system federalny byłby rozwiązaniem dla Ukrainy?
- Najpierw pozwolę sobie zaznaczyć, że na wschodzie Ukrainy i również w Kijowie mówi się zwykle po rosyjsku. Nie ma z tym żadnego problemu. Zgadzam się. Na początku rząd, albo parlament popełnili błąd uchylając dawną ustawę o językach, ale natychmiast się z tego wycofano. Osobiście uważam, że wyolbrzymia się problem językowy w tym kraju.
- Ukraina faktycznie potrzebuje więcej autonomii na szczeblu komunalnym, może nawet do pewnego stopnia silniejszego pod względem politycznym przedstawicielstwa regionalnego, ale do sprawy federalizmu trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. W obecnych warunkach politycznej i wojskowej interwencji Rosji za sprawą sił specjalnych, szansę miałby raczej system federalistyczny według modelu bośniackiego niż szwajcarskiego.
Tylko jak to zrobić w sytuacji, gdy jesteśmy dzień w dzień konfrontowani z coraz większą przemocą?
- Rząd w Kijowie ma dylemat. Z jednej strony nie może dalej tolerować poczynań uzbrojonych separatystów, z drugiej zaś musi unikać rozlewu krwi i sprowokowania otwartej interwencji militarnej Rosji. Słowem może jedynie bardzo ostrożnie występować przeciwko uzbrojonym jednostkom, które zajęły ratusze i stację radiowo-telewizyjną na wschodzie kraju. Poza tym potrzebna jest też determinacja społeczeństwa obywatelskiego, które musi dać jednoznacznie do zrozumienia, że będzie obstawać przy europejskiej i zjednoczonej Ukrainie. To bardzo trudny proces. (...)
Czy według pana dojdzie do wyborów na Ukrainie?
- Nadal wierzę, że te wybory się odbędą. W przeważającej części kraju sytuacja jest przecież stabilna. Myślę, że będą się mogły odbyć również na wschodzie, w Zagłębiu Donieckim; przynajmniej w niektórych regionach. Przecież separatyści nie kontrolują całego wschodu kraju, lecz pojedyncze przyczółki, które zajęli.
- Ale na pewno będą próby uniemożliwienia wyborów. Siły rosyjsko-nacjonalistyczne już zapowiedziały, że 11 maja odbędzie się referendum na wzór krymski. Trzeba będzie bardzo uważać, żeby nie wykorzystano go do wymuszenia formalnego podziału Ukrainy.
Ralf Fuecks z zarządu Fundacji im. Heinricha Boella przebywa obecnie w Kijowie.
Juergen Zurheide, DW / tł. Iwona D. Metzner
red. odp.: Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle